Niespokojny sen Fornalika
Polscy piłkarze postawili kolejny krok na drodze do silnej reprezentacji. Prezes Boniek obiecująco zadebiutował w nowej roli. Już widziałem te nagłówki. Sam zresztą też bym się pewnie przyłączył do chóru nawróconych na wiarę w potęgę rodzimej piłki. Niestety Urugwajczycy w Gdańsku nie wczuli się w naszą skomplikowaną sytuację oraz mniej czy bardziej skrywane pragnienia i bezdusznie złoili skóry naszych reprezentantów. Nie można mówić o przypadku, o braku szczęścia, o tym, że wynik nie odzwierciedlał tego, co działo się na boisku. Co prawda Przemysław Tytoń sugerował, że tylko niespotykana umiejętność wykorzystania wszystkich nadarzających się okazji spowodowała, że po stronie Urugwaju są trzy gole, a po naszej tylko jeden. Ale chyba oglądał ten mecz bez zrozumienia i seans video z powtórką bardzo mu się przyda.
Jeśli, zmyleni ostatnimi słabymi wynikami, myśleliśmy, że czwarta drużyna mistrzostw w RPA nie umie już wygrywać, to srodze się zawiedliśmy. Umie i to jak. Suarez, Cavani i ich niewiele gorsi koledzy obniżyli wartość niektórych naszych mistrzów o miliony euro. Oby tylko czasowo.
Dobrze, że stało się to w listopadzie. Gdyby Urugwajczycy nie zrobili nam krzywdy w Gdańsku, moglibyśmy co prawda przezimować w wyśmienitych nastrojach, ale marcowe eliminacje z Ukrainą pewnie zmusiłyby kibiców do sięgnięcia po przeróżne antydepresanty. A tak trener Fornalik i jego ekipa wiedzą, że nierozważne okrzyki: „ mamy reprezentację !” , okazały się mocno przesadzone.
Początek wczorajszego meczu był całkiem znośny. Widać było sporo chęci, trochę pressingu, można było być dobrej myśli mimo jednej sytuacji sam na sam z Tytoniem. Potem wróciły demony. Obrona co chwilę się gubiła. I nie chodzi tylko o to, że mój faworyt po meczu z Anglikami – Kamil Glik okazał się tym razem skuteczny inaczej. Po prostu wróciła dziwna niemoc naszych graczy odpowiedzialnych za chronienie bramki. Trzeba pewnie wyłączyć z tej oceny Łukasza Piszczka, bo jego wartość zależy od klasy partnerów. Być może słabo pomagali tym razem defensywni pomocnicy, ale tak czy owak nasi przeciwnicy niepokojąco łatwo potrafili zamieszać pod polską bramką.
Po wczorajszej grze widać, jak bardzo brakuje Kuby Błaszczykowskiego. To jednak inny rozmiar kapelusza niż Kamil Grosicki, który początkowo nawet robił sporo wiatru, ale jednak niewiele z jego sprintów wynikało. Błaszczykowski wszedł na kilkanaście minut i pokazał, że warto na niego czekać.
Na pewno czeka na wyzdrowienie kolegi z Borussi Robert Lewandowski, który dobił do 700 minut gry w kadrze bez gola. To na pewno nie jest przypadek. Być może rację ma Andrzej Juskowiak, który wypomina Ludovicovi Obraniakowi niepodawanie piłek do jedynego napastnika. Ale jak patrzę na Lewandowskiego, to widzę jego męczarnie, gdy dostaje piłkę i z trzema przeciwnikami na karku próbuje się przepychać w stronę bramki. I znikąd wsparcia. Błaszczykowski w formie na pewno pomoże. Tylko czy to wystarczy ?
Trener Fornalik nie zapadnie więc w zimowy błogi sen. Ma o czym myśleć, bo to tylko niektóre z jego kłopotów. Ma opinię, że umie wyciągać wnioski z doświadczeń. Oby ją podtrzymał.