Ostatnie 16 minut Kuby Błaszczykowskiego

Pożegnanie Jakuba Błaszczykowskiego wypadło okazale. W wieńczącym karierę 109. reprezentacyjnym występie spędził na boisku 16 minut, bo właśnie z szesnastką na koszulce biegał przez lata po boiskach. Na wypełnionym po brzegi Stadionie Narodowym Polacy spotkali się z Niemcami i wygrali 1:0.

Żegnany bohater kilka razy miał piłkę przy nodze, a raz nawet prawie przedarł się na pole karne przeciwników. Później było przejście przez szpaler zawodników, owacje, łzy wzruszenia i piękna scena z rodziną czekającą w tunelu stadionu.

Błaszczykowski to niewątpliwie jeden z najbardziej zasłużonych zawodników kadry ostatnich kilkunastu lat. Gdyby nie nękające go od wielu lat kontuzje, licznik meczów w koszulce reprezentanta byłby jeszcze bardziej podkręcony. Ale i tak tylko Robert Lewandowski znacznie go pod tym względem wyprzedza.

Statystyki wyglądają efektownie, ale ciągle aktywny (przynajmniej na papierze) pomocnik Wisły Kraków nie w reprezentacji odnosił największe sukcesy. Jedyny udany turniej to Euro 2016. Najpierw gol w 1/8 finału ze Szwajcarią, a potem już w ćwierćfinale nieskuteczny strzał z karnego i w efekcie odpadnięcie z mistrzostw. Wspominamy te zawody z sentymentem, bo Polacy byli na nich dłużej niż zwykle. Nie musieli wracać po trzech meczach w grupie.

Znacznie więcej 37-letni dzisiaj Kuba Błaszczykowski osiągnął w Borussii Dortmund, w której przez lata był liczącą się postacią. Podobnie zresztą jak Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek. Dwukrotne wydarcie Bayernowi Monachium mistrzostwa Bundesligi to naprawdę coś.

Jak widać z wyniku, Niemcy prowadzeni przez Hansiego Flicka nie popsuli fety. Przygotowują się do przyszłorocznych mistrzostw kontynentu we własnym kraju. Nie muszą więc przechodzić przez eliminacje. Pozostają im potyczki towarzyskie. Na razie nie wyglądają w nich obiecująco. Niedawno ledwie zremisowali z Ukrainą, a teraz porażka z Polakami. Wystarczył jeden strzał głową Jakuba Kiwiora, bo innych okazji nie było. Podopieczni Fernando Santosa nie dość, że nie strzelali w kierunku bramki przeciwnika, to jeszcze rzadko, bo dwa razy krócej niż przeciwnicy, mieli piłkę przy nodze.

Na szczęście Polacy mieli Wojciecha Szczęsnego w bramce i niepanikującą obronę. Nie było już co prawda poprzednich liderów: Kamila Glika (wieloletniego) i Bartosza Salamona (chwilowego), ale Jan Bednarek i Jakub Kiwior na środku, a Łukasz Kędziora i Bartosz Bereszyński na bokach pokazali się całkiem przyzwoicie.

I to jest być może optymistyczny prognostyk przed wyjazdem do Mołdawii, gdzie już we wtorek 20 czerwca Polaków czeka niełatwy mecz w eliminacjach Euro 2024.