Pożegnanie z Wielkim Szlemem

Nie kończy się serial pt. Czy Agnieszka Radwańska zdobędzie Wielkiego Szlema? Pierwsze tegoroczne odcinki były sielanką. Najpierw uśmiech szczęścia po meczu z nieosiągalną wcześniej Sereną Williams i Puchar Hopmana. Teraz, w pierwszym tygodniu spędzonym w Melbourne, zachwytom nie było końca. Wytrzymałem nerwowo, bo oczywiście chciałem się włączyć do spekulacji i zasugerować scenariusz kolejnego odcinka, który zatytułowałbym: Może tym razem…

Ale tym razem na pewno nie. Wysyłana na emeryturę i kibicowanie siostrze Venus Williams poradziła sobie z Agnieszką (6: 3, 2:6 i 1:6). Co z tego, że nasza nadzieja wcześniej nie straciła zbyt dużo sił, co z tego, że Martina Navratilova siedziała w polskim boksie, jeżeli nie udało się kolejny raz? Jeden gem w decydującym secie mówi sporo.

Gorzej, że po półfinale w 2014 roku tegoroczna czwarta runda oznacza sporą stratę punktów w rankingu. Żadna przeciwniczka krakowianki nie przestraszy się jej na korcie tylko dlatego, że w jej ekipie jest teraz legenda światowego tenisa. To wiadomo już na pewno.

Efekt psychologiczny nie zadziałał, trzeba szukać bardziej wyrafinowanych środków. Mocno wątpię w prostą receptę Matsa Wilandera, który każe Agnieszce szybciej biegać. Mam nadzieję, że nie odezwą się teraz głosy dziennikarzy i kibiców, że może ta Navratilova to jednak nie najlepszy pomysł. Według mnie – odwrotnie. Australia pokazała, jak bardzo ktoś taki Radwańskiej jest potrzebny.

Tak czy owak od poniedziałkowego przedpołudnia patrzę na Australian Open bez kibicowskiej gorączki. Nie ma Federera, nie ma Radwańskiej. Jeśli chodzi o Janowicza, to nie miałem wielkich oczekiwań. Trzecia runda to i tak sporo. Janowicz najczęściej zmaga się nie tylko z przeciwnikiem, ale także z samym sobą. Szkoda, gdy patrzy się na przykład na Grigora Dimitrova, który do niedawna uznawany był za talent wcale nie większy od Polaka. Dziś Bułgar zachwyca w spotkaniu z Andym Murrayem i choć ulega, wszyscy wróżą mu wielką karierę. O Janowiczu mówi się tak już dużo rzadziej.

Na początku drugiego tygodnia w Australii można już powiedzieć, że nie udał się Polakom ten turniej, choć byłoby miło, gdyby nasza deblistka Klaudia Jans-Ignacik w parze ze Słowenką grała jak najdłużej. No ale debel to jednak inna waga.