Lekkoatletyczny koniec świata

Zamiast cieszyć się kosmicznym rekordem świata w rzucie młotem Anity Włodarczyk, niemającym sobie równych w tym roku Pawłem Fajdkiem czy powrotem do najlepszej formy Piotra Małachowskiego – zostaliśmy przybici wieściami o aferze dopingowej w lekkiej atletyce. I to wszystko na niespełna trzy tygodnie przed mistrzostwami świata w Pekinie.

Wychodzi na to, że zamiast liczyć szanse na medale, zaczniemy się zastanawiać, którzy z Polaków mogą stracić te już kiedyś odebrane. Bo wśród 800 podejrzanych wyników badania krwi są też takie, które obciążają naszych zawodników.

Jeśli – jak ujawniły „Sunday Times” i ARD – prawie 150 medali z igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata od 2001 do 2012 roku zmieni właścicieli, to będzie to katastrofa większa od całego zła wyrządzonego przez Lance’a Amstronga i innych kolarzy.

Co z tego, że dotyczy to konkurencji wytrzymałościowych – biegów średnich i długich, a także chodu? Po takim ciosie trudno będzie się otrząsnąć i udawać, że to wypadek przy pracy a międzynarodowa federacja robiła, co mogła, żeby walczyć z dopingiem. Co zrobią Rosjanie, jeśli 80 procent ich medali zostało wywalczonych w nieuczciwy sposób? Może oskarżą świat o spisek, ale to w niczym nie pomoże. Jeśli złe wieści się potwierdzą, pryśnie też mit niedoścignionych Kenijczyków.

Michał Rynkowski – specjalista od zwalczania dopingu – powiedział „Wyborczej”, że łatwiej zweryfikowane zostaną podejrzenia wobec tych, którzy przeskrobali po 2009 roku, czyli po wprowadzeniu paszportów biologicznych. Zwykły paszport można dziś zmieniać z zadziwiającą łatwością, paszportu biologicznego zmienić ani podrobić się nie da. Polacy nie stosują na razie tego rozwiązania z powodu braku decyzji Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Decyzja ma jednak wkrótce zostać ogłoszona.

Łatwiej czy trudniej, wcześniej czy później, ale władze IAAF będą musiały zmierzyć się z problemem. Mnie nurtuje pytanie, dlaczego dowiadujemy się o tych wszystkich brudach tak późno, gdy skala procederu jest prawdopodobnie ogromna?

A nawet teraz, po tylu latach, nie zadziałał system, tylko ktoś musiał wykraść wyniki i przekazać je dziennikarzom.