Trochę gorzko, trochę radośnie
Gdyby nie wydarzenia ostatnich dni, radość byłaby pełna. Polakom najwyraźniej spodobało się wygrywanie. We wtorek we Wrocławiu z Czechami było trzy do jednego.
A jednak nie sposób zapomnieć o tym, co działo się w piątkowy wieczór w Paryżu, także na stadionie, na którym grali Francuzi z Anglikami. Można i trzeba mówić, że nie poddamy się terrorystom z Państwa Islamskiego i że francuskie Euro 2016 nie jest zagrożone. Z drugiej strony – czy jesteśmy tego pewni? Przecież nie bez powodu odwołano wczoraj towarzyską grę Belgów z Hiszpanami. Na boisko nie wybiegli też Niemcy i Holendrzy w Hanowerze. Pod stadionem znalazła się karetka wypełniona materiałami wybuchowymi.
Niepewność została zasiana. Mocno wierzę, że przyszłorocznym mistrzostwom Francuzi zapewnią bezpieczeństwo, ale czy będzie to tylko radosne święto futbolu? Na beztroskę raczej nikt sobie nie pozwoli. I w tym sensie terroryści osiągnęli już swój cel.
Tymczasem Polacy na tych zawodach mają wreszcie olbrzymią szansę na odegranie roli poważniejszej od dotychczasowego statystowania. Nasza drużyna rośnie z meczu na mecz. Z wysoko notowanymi Czechami i do tego bez Lewandowskiego i Krychowiaka pokazała, że nie opiera się wyłącznie na gwiazdach. Na pewno umiemy zdobywać gole. Młodziak z Cracovii Bartosz Kapustka w trzeciej minucie najpierw odbiera piłkę przeciwnikowi, a potem po profesorsku podaje Arkowi Milikowi i słynny Petr Cech w bramce nie może nic sensownego zrobić.
Przebłyski reprezentacyjnej formy mieli chyba wszyscy podstawowi gracze. Nawet obrona, tym razem z Michałem Pazdanem, a nie Łukaszem Szukałą, zachowywała się przyzwoicie. Ci, którzy nie są jeszcze pewni wyjazdu na finały, równają do tych, których uważamy za pewniaków. Karol Linetty, Krzysztof Mączyński, Maciej Rybus, Piotr Zieliński (z Islandczykami), oczywiście Bartosz Kapustka, a nawet Kamil Grosicki równają w górę.
Po zwycięstwie nad Czechami jestem znacznie spokojniejszy o formę reprezentacji na wiosnę niż po piątkowej potyczce z Islandczykami.