Milik – jedyna dobra wiadomość
Wielki balon nadmuchany europejskimi ambicjami Legii został przekłuty przez Ajax na pustym stadionie przy Łazienkowskiej.
W Lidze Europejskiej warszawian już nie ma. Po pechowej w gruncie rzeczy jednobramkowej porażce w Amsterdamie wydawało się, że nawet bez kibiców Legia w rewanżu ma sporą szansę uporania się z ekipą z Holandii. Skończyło się na zero do trzech. I nie jest to wynik niesprawiedliwy.
Po pierwszym meczu świerzbiło mnie, żeby napisać pean na temat Henninga Berga i jego chłopaków. Pewnie nie ze wszystkiego musiałbym się dzisiaj wycofywać, ale miałbym się jednak z pyszna. Wydawało mi się, że druga połowa tamtej gry to już był poziom Ligi Mistrzów i że Berg poradzi sobie z każdymi kłopotami. Nie załamał się walkowerem z Celtikiem, wybrykami pseudokibiców, nagłym wyjazdem do Chin Miroslava Radovicia i wieloma innymi przeciwnościami losu. Bagatelizowałem ligowe męki w ostatnich tygodniach. Przecież europejski sukces wszystko wynagrodzi. No i nie wynagrodzi.
Z pasowaniem Berga na trenerskiego mędrca, który wprowadzi polską klubową piłkę jeśli nie na europejskie salony, to chociaż w ich pobliże, trzeba się wstrzymać. Z drugiej strony mam nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy kwestionowanie jego umiejętności. Wiele razy ten zespół pokazał, że czegoś się nauczył w ostatnim czasie.
Z jednego można się cieszyć. Tym, który podpisał się swoimi golami pod wyrokiem dla Legii, był Arkadiusz Milik. Lepiej, że on niż kto inny. Pewnie tak samo pomyślał sobie trener Adam Nawałka, który w ostatnim czasie nie narzeka na nadmiar dobrych wiadomości przed spotkaniem z Irlandią w eliminacjach do EURO 2016. Na Milika i jego lewą nogę może liczyć.
Legia żegna Europę i wita ligę, którą zaniedbywała i w efekcie straciła prawie całą przewagę w tabeli. Legioniści zaczną grać najlepszym składem i wtedy zobaczymy, czy niektórzy rywale mają jeszcze szanse na mistrzostwo.