Niedosyt po Czterech Skoczniach

22-letni Japończyk, który przed tym sezonem nie stał nawet na podium Pucharu Świata, przyjeżdża na Turniej Czterech Skoczni i za każdym razem słucha swojego hymnu. Ryoyu Kobayashi po Svenie Hannawaldzie i Kamilu Stochu jest trzecim w historii skoczkiem z kompletem zwycięstw.

Tym samym podważył mit niezwykłości tego wyczynu. W ubiegłym roku rozpływaliśmy się nad wyczynem Stocha, a tu proszę. W następnym sezonie przyjeżdża chłopak z dalekiej Japonii i chyba nikt mu nie powiedział, że to takie niezwykłe. Staje na rozbiegu, zjeżdża, skacze, ląduje i wygrywa. Raz za razem. Bo tej zimy praktycznie nie schodzi z najwyższego stopnia podium.

Odczuwam niedosyt po tegorocznych niemiecko-austriackich zawodach w tej dyscyplinie. Nie żebym miał jakiekolwiek pretensje do naszych reprezentantów, a tym bardziej do Stefana Horngachera i jego sztabu. Pokazali przecież, że ciągle są w ścisłej czołówce.

Dawid Kubacki raz był trzeci, a raz drugi. W sumie zabrakło mu kilku punktów do najlepszej trójki. Można powiedzieć, że to życiowy sukces. Kamil Stoch szósty generalnie, Piotr Żyła trochę słabiej, reszta dużo słabiej. A zapowiadało się dużo lepiej. Sam Horngacher, który w ogóle rzadko się uśmiecha, w minionych dniach nie uśmiechał się prawie wcale. Na pewno bez przerwy zadaje sobie pytanie, czy i jakie błędy popełnił on sam i zawodnicy.

Skoki narciarskie to dziwny sport, bo czasem najtężsi fachowcy nie wiedzą, dlaczego temu czy innemu skoczkowi idzie dobrze, a tym bardziej źle. Przeczytałem kilka dni temu wywiad z austriackim trenerem polskiej kadry, że czasami nie można wytłumaczyć komuś, kto nigdy nie mknął w kierunku buli, na czym polega problem. A przecież nie ma chyba osoby w sportowym światku, która by podważała kompetencje Horngachera.

Ta zima może się jeszcze okazać bardzo udana. Jest przecież mnóstwo konkursów do zakończenia Pucharu Świata, są mistrzostwa świata. Życzliwi chwalą Kobayashiego, ale natychmiast zadają z troską pytanie o to, jak długo będzie w stanie utrzymać taką formę i kiedy wreszcie zacznie się denerwować.

Kamil Stoch nie musi się już zmagać z presją kolejnych zwycięstw, bicia statystycznych rekordów. I to zapewne widać będzie w kolejnych konkursach. Dawid Kubacki i mimo wszystko Piotr Żyła też raczej nie wypadną ze ścisłej czołówki. Zmartwieniem są natomiast pozostali kadrowicze. Jeśli chociaż jeden z nich otrząśnie się, wówczas także drużynowo Polska będzie mogła sięgać po najwyższe cele.