Agnieszka już nie zagra
Właściwie przez cały sezon byliśmy do tej decyzji przygotowywani – Agnieszka Radwańska schodzi z zawodowych kortów.
Teraz następuje czas, żeby przekonać się, że istnieje również życie pozatenisowe, a my musimy przyjąć do wiadomości, że istnieje tenis bez Agnieszki Radwańskiej.
Być może wraz z rezygnacją Polki nieodwołalnie przechodzi do historii ten rozdział historii tenisa, w którym było miejsce na spryt, żeby nie powiedzieć: inteligencję zamiast siły, na różnorodność zamiast schematyczności. Dlatego największa polska tenisistka nie będzie jeszcze jedną zawodniczką, która kończy karierę.
Przez całe lata męczyliśmy Agnieszkę i samych siebie pytaniem o wielkoszlemowy tytuł. To się nie udało – choćby dlatego, że z tymi najmocniejszymi, również fizycznie, zawodniczkami krakowianka rzadko potrafiła się uporać. Dawały o sobie znać ograniczenia, które w dzisiejszym tenisie są już dominujące. A wtedy gdy pojawiała się szansa, też czegoś brakowało. I nie myślę tutaj o jedynym wimbledońskim finale z Sereną Williams, a o następnym turnieju w 2013 r. Wystarczyłoby jeszcze kilka gemów w półfinale z Sabine Lisicki, żeby w finale spotkać się Marion Bartoli, której tenis był triumfem determinacji nad talentem.
Nie zmienia to faktu, że osiągnięciami kilkunastu lat jej obecności na najważniejszych turniejach można by obdzielić całą gromadę zupełnie niezłych zawodowych tenisistek. Znalazło to wymierny rezultat w finansowej klasyfikacji wszech czasów.
Jestem bardzo ciekaw, jak potoczą się dalsze losy Agnieszki Radwańskiej. Nie chodzi mi o biznesową karierę, a wykorzystanie jej pozycji, rozpoznawalności, a przede wszystkim wiedzy do rozwoju tenisa i sportu w Polsce w ogóle. Mam nadzieję, że będzie odczuwała potrzebę takich działań.
To jednak przyszłość, choć już bardzo niedaleka. Na razie trzeba podziękować Agnieszkę za te wszystkie emocje i radosne chwile, które przez tyle lat mogliśmy przeżywać dzięki niej.