Szczęście Fornalika
Ten Fornalik to ma szczęście. Że dostał dres z napisem Polska po Franciszku Smudzie ? To też, ale przede wszystkim dlatego, że za chwilę damy nura w igrzyska olimpijskie na dobrych kilkanaście dni i będzie miał w tym czasie może nie święty, ale jednak spokój. Nie byłem fanem jego kandydatury. Nic osobistego, jak mawiają Amerykanie. Szansa na zmiany jest jednak przy tym trenerze dość mizerna. Ale skoro tęgie pezetpeenowskie głowy (żeby nie powiedzieć łby) wskazały na człowieka z Chorzowa, to przecież trudno mu źle życzyć.
Człowiek jak może odpędza od siebie jakieś jaśniejsze myśli na temat mających wkrótce nastąpić występów naszych orłów. Nie do końca się to udaje. Nie będę opisywał skomplikowanej natury kibica. Nikt lepiej nie gmera w zakamarkach kibicowskiej duszy niż Jerzy Pilch, na przykład w swoim Dzienniku. Powiem wam jedno, w przebraniu jak Pilch na mecze Cracovii, czy też bez przebrania na mecze kadry będziemy chodzić, a przynajmniej rzucać dobrym słowem (lub ich potokiem) w telewizor podczas transmisji.
Może jednak ten Fornalik nie będzie taki ostatni . Nie może poczuć się zaskoczony realiami naszej kochanej kopanej. Gdyby na jego miejscu znalazł się jakiś fachowiec z Bundesligi (byłem za), mógłby po pół roku zwołać konferencję i podzielić się ze światem swoim zadziwieniem z powodu tego, co zastał. Nasz selekcjoner nie opuszczał granic kraju zbyt często i na długo, więc nie stracił kontaktu z miejscową rzeczywistością. Przez rok wytrzymał w Polonii Warszawa. I jest to jeden z lepszych wyników na liście Józefa Wojciechowskiego. Nie wiem czy nie jest wielką przesadą porównanie tego osiągnięcia z trzema sezonami i wicemistrzostwem w Ruchu.
Nie przeszkadza mi też, że jego dementi w sprawie Mahlera i Mozarta. Wbrew wcześniejszym komunikatom podobno nie słucha ich zbyt często, bo nie ma czasu.
Szansę Fornalika najprościej opisał Grzegorz Mielcarski w jednym z wywiadów. Jeśli nowy przywódca reprezentacji będzie potrafił powiedzieć coś nowego w szatni, wytłumaczyć to na treningach, a na koniec jego wizja sprawdzi się na boisku, to zawodnicy uznają go za swego szefa. Im przecież też zależy.
Nie jest to oszałamiające wyzwanie, zważywszy na poprzednika. Zwierzenia Roberta Lewandowskiego w „Wyborczej” na temat Franciszka Smudy podczas EURO są przygnębiające: „ W przerwach nie było merytorycznej rozmowy. Sami ustala laliśmy, jak gramy i jak mamy zachowywać się na boisku. Trener nie milczał, niby coś mówił, ale może nie bardzo wiedział, co powiedzieć ?”
Lewandowski i co najmniej kilku jego kolegów traktują piłkę poważnie. Nawet gdyby nie kierowali się patriotycznymi porywami serca, to wiedzą, że sukcesy reprezentacji mają dla nich bardzo wymierną wartość na rynku. Chcą mieć trenera, który pomoże w ich osiągnięciu.
Warto więc dać trochę spokoju Fornalikowi nie tylko z powodu transmisji z Londynu. Systemu nie zmieni, ale może ma to coś, na co czekaliśmy przez wiele lat.