Tylko Iga w Melbourne
Gdyby nie Iga Świątek, już po kilku dniach Australian Open polscy kibice patrzyliby na singlowe turnieje w Melbourne bez patriotycznych uniesień. Na szczęście tegoroczna maturzystka zbombardowała żegnającą się z kortami Carlę Suarez Navarro (6:3, 7:5) i po raz pierwszy jest w trzeciej rundzie zawodów.
Wcześniej Magda Linette powiedziała australijskim kortom od razu dzień dobry i do widzenia. Wdrapująca się od lat z wielką determinacją po drabinie WTA Polka już w pierwszym meczu była słabsza niż przeciwniczka, przeciętna Holenderka Arantxa Rus. Tego, że poznanianka zawojuje ten wielkoszlemowy turniej, raczej nie można się było spodziewać.
Co innego Hubert Hurkacz. Po raz pierwszy rozstawiony, tuż po znaczących sukcesach, choćby w meczu z Austriakiem Thiemem, miał przynajmniej w teorii bez większych wstrząsów dotrzeć do trzeciej rundy i tam stoczyć wielki pojedynek w Rogerem Federerem. Tymczasem męczył się przez pięć setów z Novakiem. Z Novakiem można się męczyć pod warunkiem, że będzie to Novak Djoković. Tymczasem był to zdolny, bo zdolny, ale kwalifikant Dennis Novak. Z nim się udało. Z solidnym Johnem Millmanem już nie. Australijczyk nie oddał nawet seta Polakowi.
Hurkacz jest największą nadzieją rodzimego tenisa. Ma 23 lata i, jak twierdzą fachowcy, wszystko, by z czwartej dziesiątki rankingu ATP trafić co najmniej do drugiej. Ci, którzy lepiej go znają, są pod wrażeniem jego podejścia do zawodowego uprawiania sportu. Powoli nadchodzi czas, żeby udowodnić, że te oczekiwania nie są na wyrost. Na razie trzeba się wstrzymać z zachwytami, bo na antypodach nie udało się zawojować świata.
No więc została Iga, która po wielu miesiącach turniejowej przerwy z powodu kontuzji przyleciała do Australii, by wrócić na wielki tenisowy szlak. Na razie wygląda na to, że przerwa dobrze jej zrobiła. Jest pewna siebie i skoncentrowana. Oby starczyło amunicji na kolejne pojedynki. Wymagania rosną z rundy na rundę. Gdyby dotarła do drugiego tygodnia Australian Open, byłby to duży krok w jej karierze.