Koszykarze dali radę Chińczykom

Mecz Polaków z Chińczykami na koszykarskich mistrzostwach świata oglądało się chwilami jak grę decydującą o medalu.

Wysocy Chińczycy mieli pokonać niższych Polaków chociażby dlatego, że są gospodarzami imprezy. Poza tym grają dobrze w koszykówkę. Porażkę przewidywał były reprezentant i były już chyba gracz NBA Marcin Gortat, który nie zostawiał złudzeń. Nie po to Chiny goszczą najlepsze reprezentacje, żeby przegrywać w eliminacjach.

No i Gortat się pomylił. Po zapierającym dech w piersiach boju Polska pokonała po dogrywce Chiny 79:76. Sędziowie momentami nie wytrzymywali presji, ale nasi reprezentanci wyglądali na takich, którzy wiedzieli, że z ich pomyłkami też muszą sobie dać radę.

Już wiadomo, że zespół Mike’a Taylora znajdzie się wśród szesnastki grającej dalej. Co za wielki sukces – może ktoś powiedzieć. Niby tak, ale nawet takiego nie mieliśmy przez 52 lata, bo zakwalifikowanie się do finałów przekraczało nasze możliwości. Wtedy w Urugwaju drużyna Witolda Zagórskiego był piąta. Gdyby w Guandong skończyło się tak samo, byłby to wielki sukces. Nie wypada dzisiaj mówić, że to nierealne, skoro Polska ma już za sobą jedną przeszkodę niby nie do pokonania.

Kto pamięta reprezentację sprzed ponad pół wieku? Ja. Z racji sędziwego peselu. Mało tego, koszykówką zainteresowałem się jeszcze wcześniej, gdy w 1963 r. we Wrocławiu Mieczysław Łopatka, Bogdan Likszo, Andrzej Pstrokoński, Zbigniew Dregier, Kazimierz Frelkiewicz i ich koledzy zostali wicemistrzami Europy. Nie muszę dodawać, że wrzucając papierowe kulki do żyrandola, wyobrażałem sobie podobną karierę w przyszłości.

Czy dzisiejszy zespół ma szansę być zapamiętany w podobny sposób przez dzisiejszych małoletnich kibiców? Mimo wszystko wątpię. Koszykówka w naszym kraju dawno już przestała ściągać tłumy na mecze i masowo przyciągać dzieciaki na treningi. Przegrała konkurencję z siatkówką.

Ale każdy dobry wynik kadry to pochwała rzetelnej pracy wielu ludzi. Amerykański trener Mike Taylor pracuje od pięciu lat. Nie zraża się przeciwnościami losu, np. fochami niektórych podopiecznych. Nie załamuje się, gdy Maciej Lampe nie chce grać z tego czy innego powodu. Nie wywiesza białej flagi, gdy Marcin Gortat nie widzi swojej przyszłości w jego ekipie. Pracuje z tymi, którzy wierzą w sens wysiłku. Częściowa zapłata za wytężoną pracę przyszła w Chinach.

W naszej nie najmłodszej już reprezentacji nie ma wielkich gwiazd. Mówi się, że z tej grupy tylko młody i utalentowany wieżowiec (2,16 m) Aleksander Balcerowski ma szansę pójść w ślady Gortata w NBA.

Warto dodać, że w ostatnich dniach nie tylko koszykarze dają powody do pochwał, ale także siatkarki, które, po krótszym co prawda kryzysie, znów mają europejskie ambicje i duże szanse na co najmniej półfinał zawodów. W każdym razie wygrana z wicemistrzyniami świata Włoszkami uświadomiła Polkom skalę ich możliwości.