Caster Semenya przegrywa

Słynna lekkoatletka z RPA nie będzie startować w zawodach, jeżeli farmakologicznie nie obniży poziomu testosteronu w swoim organizmie.

Sportowy Trybunał Arbitrażowy 1 maja ogłosił rozstrzygnięcie odwołania Caster Semenyi od decyzji światowych władz lekkiej atletyki. Zgodnie z postanowieniem IAAF zawartość testosteronu nie może przekraczać pięciu nanomoli na litr krwi. Ten poziom w naturalny sposób jest dużo wyższy u mistrzyni w biegu na 800 m. Jest taki jak u mężczyzn. Trybunał zgodził się z decyzją władz IAAF, która, co ciekawe, dotyczy startujących w biegach na dystansach od 400 do mili włącznie. Za tydzień wchodzą w życie nowe przepisy. Można się jeszcze zwrócić do Strasburga, ale szanse na sukces Semenyi i osób w jej sytuacji nie są wielkie.

W tej sprawie nie ma i nie będzie całkowicie sprawiedliwego werdyktu. Semenya, jak sama mówi, jest jaka jest. Taką ją stworzyła natura. Nie korzysta z dopingu. Chce normalnie żyć, w tym uprawiać wyczynowo sport. Z drugiej strony każdy, kto widział na bieżni Afrykankę, musiał zauważyć, że typową kobietą nie jest. Ale co to znaczy być typową kobietą? Kilkadziesiąt lat temu specjalna komisja kazała nagim sportsmenkom paradować przed sobą i na tej podstawie oceniała płeć.

Dzisiaj metody są bardziej wyrafinowane. Pozwalają na stwierdzenie zaburzeń rozwoju seksualnego (Disorders of Sexual Development), z powodu których rośnie produkcja testosteronu, a co za tym idzie – następuje rozwój męskich cech fizycznych. I właśnie w takich przypadkach IAAF chciałaby, żeby zawodniczki farmakologicznie zbijały poziom testosteronu. Tylko że wtedy można w większości przypadków uprawiać sport dla przyjemności. Mówi się o tym, że Caster Semenya poddała się takiej kuracji przed igrzyskami w Londynie i choć dopuszczalny poziom nanomoli wynosił 10 (a więc dwukrotnie wyższy od dopuszczalnego dziś), to i tak jej wyniki były gorsze o dwie sekundy.

Żeby komplikacji było mało, to swoje dokłada polityka, oskarżenia o rasizm i homofobię. Dziesięć lat temu po pierwszym tytule mistrzyni świata Caster Semenyi od razu odezwały się głosy kwestionujące jej płeć. Oburzona była cała Afryka z Nelsonem Mandelą na czele. „Semenya jest czarną chłopczycą i lesbijką z RPA, co sprawia, że jest marginalną postacią w sporcie zdominowanym przez hetero, a historycznie przez białych Europejczyków, i kierującym się zasadą ścisłej segregacji płci oraz uprzedmiotowieniu kobiecego ciała. I to jest kluczowe dla tej historii – napisała była reprezentantka Nowej Zelandii na 800 m Madelaine Pape” (GW, 19 lutego 2019 r.). Ostro poszła Madelaine. Nie sądzę, żeby jej argumenty podzielała nasza Joanna Jóźwik i wiele jej koleżanek.

Jak sprawić, żeby konkurowanie na bieżniach było fair i nie powodowało poczucia krzywdy u takich osób jak Caster Semenya? Chyba nie ma dobrej odpowiedzi.