Pierwszy sukces roku
Nowy rok zaczął się dobrze. Przynajmniej w narciarskich skokach. Kamil Stoch i jego koledzy jeszcze nigdy tak nie skakali w Turnieju Czterech Skoczni.
Po Obersdorfie i Ga-Pa, czyli na półmetku zawodów, Stoch jest liderem, Piotr Żyła – piąty, Maciej Kot – ósmy, a Dawid Kubacki i Stefan Hula mieszczą się w dwudziestce. To jest naprawdę coś.
Nie dość, że śladu nie ma po ubiegłorocznej zapaści, to jeszcze wyniki są takie jak nigdy. Owszem, bywało, że lider ekipy, którym był Adam Małysz lub Kamil Stoch, skakał jak natchniony, ale o resztę najczęściej drżeliśmy, czy przebiją się do drugiej serii. Dzisiaj jeden po drugim siadają na belce i fruwają co najmniej na równi z Austriakami i Niemcami.
Oczywiście Kamil Stoch rozhuśtał hurraoptymistyczne nastroje. W Garmisch-Partenkirchen znów był drugi. Rzeczywiście chłopak ma szansę na triumf chyba bardziej szanowany niż olimpijskie mistrzostwo. Skakanie w tym sezonie jest niesłychanie wyrównane. Wszystko rozgrywa się często w granicach ułamków punktów. Nasz mistrz na razie nie popełnia żadnych błędów.
Jestem ostatni, który miałby szukać przyczyn porażek w poprzednich sezonach w Łukaszu Kruczku, a jednak chyba potrzebny był nowy człowiek. Na razie Stefan Horngacher udowadnia to każdym konkursem.
Stoch to Stoch. Wiadomo. Ale jak nowy trener dotarł do Piotra Żyły? Przecież w ubiegłym roku nie można było już na niego patrzeć. Dzisiaj to jest piąty zawodnik TCS. A Kot wyglądający w zeszłym roku na miotający się po skoczniach strzępek nerwów? A Kubacki i Hula – wydawało się zaledwie czeladnicy w tym rzemiośle?
Konkurs to oczywiście nie tylko Polacy, ale jakoś dziwnie tracę skłonność do gapienia się na latające sylwetki, gdy dostatecznie daleko nie lądują nasi. Jednak na osobne teksty zasługuje na pewno zmierzch legend. Męczy się Noriaki Kasai, który wskakiwał na podia wtedy, gdy połowy rywali nie było na świecie. Męczy się czterokrotny mistrz olimpiad Simon Ammann, który pewnie nie chciałby, żeby patrzeć na niego z politowaniem. Z drugiej strony jest Stefan Kraft, jest Daniel Andre Tande, którzy pewnie do ostatniego skoku bić się będą ze Stochem o końcowe zwycięstwo.
W tym sezonie na pewno warto oglądać skoczków jeżdżących na przełomie roku od skoczni do skoczni w Niemczech i Austrii.