Było świetnie, jest bardzo dobrze

Na skoczni Bergisel Kamil Stoch był czwarty, Maciej Kot szósty, Piotr Żyła tuż za nim. Niby wszystko jest OK, ale mały niedosyt czuję.

Fakty są takie, że pierwsze austriackie zawody wprowadziły spory zamęt w klasyfikacjach, i to nie tylko z powodu kapryśnej pogody. Grypa żołądkowa dopadła Austriaków. Wycofał się Michael Hayboek, a jego kolega z pokoju Stefan Kraft tylko teoretycznie ma szansę na końcowy sukces. No i to kartoflisko na zeskoku. Aury się nie wybiera, tak samo jak choroby, ale wyklepać tych parę metrów zbocza, na którym lądują zawodnicy, to już chyba było można? Gdyby było normalniej, to czy na trzecie miejsce wskoczyłby ni z gruszki, ni z pietruszki Norweg Robert Johansson? Raczej nie.

Z powodu tych nierówności w próbnej serii przewrócił się Kamil Stoch. Nie wiadomo, jaki wpływ na punktowany skok miał ten upadek, ale nawet gdyby nie miał żadnego, to i tak gospodarze Bergisel zasłużyli nie tylko na słowną reprymendę. Oby faktycznie skończyło się tylko na potłuczeniach (w chwili, gdy to piszę, szczegółowe badania trwają) i w Bischofshofen stanie na rozbiegu w pełni sił.

Całkiem prawdopodobne, że w piątek na najważniejszym podium Turnieju Czterech Skoczni stanie dwóch Polaków: Kamil Stoch i Piotr Żyła. W wersji optymistycznej na pierwszym i trzecim miejscu. Tyle że po trzech konkursach (w tym dwóch zwycięskich) liderem jest Norweg Daniel Andre Tande. Publikuje zdjęcia opuchniętej kostki, a skacze jak młody bóg i minimalnie, ale wyprzedza naszego mistrza. Gdyby mnie ktoś przymusił do wyboru, to wolałbym zwycięstwo Stocha kosztem awansu na trzecie miejsce Żyły. Co na to Tande?

Po dziwnym jednokolejkowym konkursie w Innsbrucku to jest tylko kombinowanie kibica, ale w końcu kibic od tego jest.