Dziwny, świetny mecz
I takiego meczu nie można było obejrzeć na stadionie! Legia w Lidze Mistrzów remisuje ze światowym mocarzem Realem przy pustych trybunach.
Stracić gola w pierwszej minucie po strzale – marzenie każdego piłkarza, później kolejnego i zamiast prosić o łagodny wyrok, bezczelnie wbić trzy piłki do madryckiej bramki, to naprawdę coś. Do pełni szczęścia zabrakło kilku minut, ale i tak trzy do trzech z zespołem Zinadine Zidane’a to dowód na to, że z Legią nie jest tak źle. Piłkarsko.
Może więc na kolejne mecze też nie wpuszczać kibiców? Uwaga! To był żart (ponury). Prawdą jest jednak, że gdyby klub chciał i umiał uporać się z bandytami, którzy przebierają się za kibiców Legii, to i inne problemy łatwiej byłoby chyba rozwiązać.
Gdy młody trener, niedawno pożegnany przez klub, wrócił do Legii, gdy ta była zlepkiem ludzi snujących się po boisku, pewne było tylko jedno: to, że Jacek Magiera nie osiwieje z kłopotów, bo to ma już za sobą. Teraz widać, że potrafił tchnąć wiarę w tych facetów i oni podnieśli głowy. Bo przecież w kilka tygodni nie nauczył ich grać w piłkę. Magiera podejmuje też z dużym wyczuciem decyzje personalne. Tak jakby był z zespołem od dłuższego czasu.
W polskich warunkach chwalenie trenera po kilku tygodniach pracy i jednym prawdziwym osiągnięciu to może nie jest zbyt rozsądne, ale co tam. Wierzę, może pod wpływem właśnie obejrzanej transmisji z Łazienkowskiej, że dołączy do nielicznego grona polskich szkoleniowców, którzy wiedzą, o co chodzi we współczesnej piłce nożnej, i umieją to przekazać podopiecznym.
Poprzedni mecz Legii oglądałem podczas urlopu w Hiszpanii. Widziałem też, jak Real nie miał litości dla rywala z niższej ligi w krajowym pucharze i obawiałem się, że nie będzie miał także litości przy Łazienkowskiej. Tymczasem zdarzyła się niespodzianka. Ci, którzy postawili na remis, sporo skasowali.