Wielki Djoko

Wreszcie dopiął swego. Novak Djokovic mistrzem Roland Garros! W finałowym pojedynku wielkich Andy Murray był jednak tym mniejszym wielkim. Zdołał ugrać seta.

Serbowi brakowało Paryża do kolekcji. Teraz za jednym zamachem zapisał kilka rozdziałów wielkoszlemowej historii. Jako czwarty podnosił najcenniejsze puchary cztery raz z rzędu, a tych, którzy wygrali wszystkie turnieje, jest razem z nim tylko ośmiu.

Djoko wielkim atletą jest. Z miłości do backhandu Federera ciągle się nie wyleczyłem, ale teraz to już nieodwołalne – właśnie Novak niepodzielnie panuje w światowym tenisie. Wolno się rozgrzewał, po pierwszych rundach krzywił się, gdy opowiadał o swoim tenisie. Ale wspinał się po turniejowej drabince. Wydawało się, że Andy Murray, po błyskotliwych grach z Gasquetem i Wawrinką, stoczy heroiczny bój w finale. Starczyło sił i pomysłów na pierwszy set.

Bez przykrości uznaję panowanie Novaka Djokovicia, bo oprócz kwalifikacji zawodowych to po prostu sympatyczny i dowcipny człowiek. Widać, że umie się cieszyć z tego, co robi – nie tylko wtedy, gdy sprawdza stan konta.

Djoko jest wielki, ale wielka jest też Garbine Muguruza. Nie podejrzewałem siebie o to, ale patrząc na drugi set finału, momentami było mi trochę żal Sereny Williams. Smukła, wysoka dziewczyna, trochę z Wenezueli i trochę bardziej z Hiszpanii, jest pierwszą kandydatką do zniechęcenia Sereny do tenisa.

Wynik finału jest też złą wiadomością dla Agnieszki Radwańskiej. Młoda, 22-letnia Muguruza może zastąpić Marię Szarapową na krótkiej liście przeciwniczek z gatunku (prawie) mission impossible. Sama Agnieszka była o wyciągniecie rakiety od jednej czwartej finału. Niestety grząski kort spowodował bezradność w starciu ze 102. zawodniczką rankingu – Cwetaną Pironkową. I tej wersji się trzymajmy. Zgadzam się z tytułem jednej z relacji – trzeba z tym żyć. Już nie na drugiej, a na trzeciej pozycji w klasyfikacji WTA. Umówmy się, to ciągle nie jest kiepskie życie, a do tego trawa wimbledońska już bardzo blisko.

Możemy się jeszcze trochę pocieszyć deblowym półfinałem Łukasza Kubota (szkoda, że nie idzie mu tak dobrze z Marcinem Matkowskim) i juniorki Igi Świątek, która przez eliminacje dotarła do ćwierćfinału. To trochę mało jak na mocarstwowe zapędy sprzed roku czy dwóch.