Wójcik – nieustraszony pogromca frajerów
Jeśli ktoś wpadnie na pomysł przeczytania tej książki, radzę zaopatrzyć się w szczelny kombinezon, na przykład taki, jaki miał ostatnio na sobie ten Amerykanin od zwiedzania anakondy. Od pierwszej strony czytelnik zanurza się bowiem w szambie i nie ma szans zaczerpnąć świeżego powietrza do końcowych zdań.
Dzieło ma rozbudowany tytuł: „Wójt. Jedziemy z frajerami. Całe moje życie”. Chodzi o życie Janusza Wójcika, futbolowego trenera wszech czasów według opinii o samym sobie. Książka cieszy się sporym powodzeniem, jeśli wierzyć sprzedawcom w Empiku. Może z powodu życzliwych głosów krytyki? Renomowany recenzent literacki Wojciech Kowalczyk (i pozytywny bohater wynurzeń trenera) po prostu się zachwycił: „Prawdziwy hit! Sentymentalnie, zabawnie, skandalicznie. Książka, która wstrząśnie polską piłką nożną!”.
Na zdecydowanej większości z ponad trzystu stron „spowiedzi życia” (jak można przeczytać na okładce) królują wóda i bluzgi. Jeśli natomiast ktoś przypadkiem chciał się dowiedzieć czegoś o piłce, srodze się zawiedzie. Wielki motywator niewiele ma do powiedzenia na temat swojego trenerskiego warsztatu poza kilkoma obleśnymi zwrotami ze sławetnymi „kiełbasami do góry” i „jazdą z frajerami” na czele.
Wyraźne widoczne jest zatrucie olimpijskim srebrem z Barcelony. Mimo wielkich starań nie da się ukryć, że Wójcik wszędzie pracował raczej krócej niż dłużej. Zazwyczaj po serii bezprecedensowych sukcesów musiał szybko odchodzić. Takiej na przykład szczecińskiej Pogoni poświęca cały rozdzialik, gdy w rzeczywistości był w niej trenerem, zdaje się, trzy tygodnie. Do dzisiaj zaś krążą opowieści o tym, za jakie pieniądze podsuwał piłkarzy ówczesnemu właścicielowi Sabriemu Bekdasowi. Wszystko dla dobra klubu.
Wójcik jak mały chłopczyk pasjonuje się też służbami specjalnymi. Gdziekolwiek jest, zawsze ma odpowiedni numer do przyjaciela. W Polsce – proszę bardzo, w Emiratach – żaden problem.
Może więc dowiedziałem się czegoś z pierwszej ręki o korupcji? W końcu Wójt na podstawie ugody sądowej został skazany na dwa lata z zawieszeniem. A gdzie tam. Ugoda została zawarta dla świętego spokoju. O żadnej korupcji nie mogło być mowy. A jeżeli już to bez udziału naszego bohatera.
Jeżeli to była „spowiedź najbardziej barwnej postaci polskiej piłki” , to Janusz Wójcik nie ma co liczyć na moje rozgrzeszenie.