Przegrany remis Legii
Powinienem być zadowolony. Kilka tygodni temu napisałem w tytule: Tylko nie liga mistrzów. To było po pierwszym, dość beznadziejnym, meczu Legii z norweskim Molde. Dzisiaj moje życzenie się spełniło. Legia po serii zwycięskich remisów tym razem skończyła mecz remisem przegranym.W Bukareszcie było 1: 1, a w Warszawie 2:2 i to Steaua awansowała. Nie będzie więc w Polsce Ligi Mistrzów po siedemnastu chudych latach. Okazuje się, że czekamy na powrót do wielkiej Europy jeszcze za krótko. Został turniej pocieszenia , czyli Liga Europejska.Jak się Państwo domyślają, nie odczuwam wielkiej satysfakcji. Po dzisiejszym wieczorze jestem wkurzony. Najpierw „zrobiłem” sobie ciśnienie porażkami Janowicza, Kubota i Przysiężnego w Nowym Jorku. Później było jeszcze gorzej. „Byliśmy o krok od awansu”, „stoczyliśmy wyrównany bój”, „legionistom nie zabrakło ambicji”. Taka mowa trawa wyprowadza mnie jeszcze bardziej z równowagi. Prawda jest taka, że Legia była po prostu słabsza. Może nie jestem prawdziwym kibicem, ale od dziewiątej minuty, czyli od strzelenia drugiego gola przez Steauę nie mogłem zauważyć właściwie niczego co dawałoby wiarę we wpakowanie trzech goli Rumunom (i upilnowanie swojej bramki). Choćby nie wiem jak wyprężał tors prezes Leśnodorski to jego podwładnym naprawdę sporo brakuje. Od początku sezonu kopią piłkę dość nieudolnie i to nie tylko w europejskich eliminacjach, ale także w lidze, w której mieli wygrywać z marszu i bez żadnego wysiłku.
Jeśli do czegoś przeczołganie się Legii do Ligi Mistrzów mogłoby się przydać, oprócz słynnego „zdobywania doświadczenia”, to do zasilenia kasy, oczywiście. Pod warunkiem, że zarobione pieniądze zostałyby w sporej części rozsądnie zainwestowane w rozwój zespołu. O tym trzeba w tym roku zapomnieć. Teraz jeśli Legia jest na dobrej drodze, jak przekonują działacze i niektórzy dziennikarze, to powinna pokazać się w Lidze Europejskiej.