Stoch jak złoto
Co za dzień ! Papież kończy w całkiem niezłej, mimo wszystko, formie swój pontyfikat, a Kamil Stoch w formie wybornej kilkaset kilometrów dalej skacze po złoto na mistrzostwach świata. Okazałem się niedowiarkiem. Przecież chłopak z Zębu przełknął łzy po tym, jak kilka dni temu w Predazzo na normalnej skoczni medal rozpłynął się w drugiej kolejce, a potem zapowiedział, że więcej takich błędów nie popełni i podium, najlepiej najwyższe dla Polski i dla niego będzie. Pomyślałem sobie, że to tylko takie stroszenie piór. Na szczęście myliłem się.
Popuszczę więc wodze fantazji. Czasami przecież taki sukces uskrzydla. Z dobrego zawodnika robi się najlepszy. Dlaczego teraz nie miałby nastąpić czas Kamila ? Nawet najwięksi przegrywają. Gregor Schlierenzauer ma słabsze dni, Thomas Morgenstern też nie ten sam. Inni Austriacy nie są w stanie dorównać mistrzom. Wskoczył do ścisłej czołówki dwukrotny medalista mistrzostw świata Słowieniec Prevc. Kibicuję Janowi Maturze, bo to piękne, że Czech po kilkunastu latach statystowania zaczął odgrywać główne role w konkursach. Oby teraz nastąpił czas Kamila, a może także innych Polaków. Już w sobotę skoki drużynowe. Jeśli będzie sukces, czyli medal, wówczas już z całą pewnością będzie można powiedzieć, że czas wielkości Adama Małysza nie został stracony.
Cieszę się z mistrzostwa Stocha także ze względu na trenera Łukasza Kruczka, który centymetr po centymetrze udowadniał , że nie przypadkiem macha Polakom chorągiewką na zeskoku. Gdyby jeszcze Justyna Kowalczyk wygrała sama z sobą i Norweżkami, wówczas tydzień kibica byłby naprawdę udany.