To samo w Kuusamo
Zima to trudny czas dla polskiego kibica. Przez lata skazani byliśmy na śledzenie losów Justyny Kowalczyk i Adama Małysza. Czekaliśmy co prawda na biathlonowy błysk Tomasza Sikory, ale zazwyczaj z miernym skutkiem, szczególnie w ostatnich latach. Odkąd Małysz zamienił narty na kierownicę rajdowego auta wszystkie nadzieje ulokowaliśmy w Kamilu Stochu. Ten zresztą miał być wreszcie mocno naciskany przez Macieja Kota i kilku jego kolegów. No i jeszcze biathlonistki, które twierdzą, że świat się z nimi liczy. Stwierdzenie cokolwiek na wyrost, ale niech tam.
Tak czy owak nie jest to grono nadmiernie rozbudowane. Nie musimy się rozpraszać. Na alpejskie stoki patrzymy bez patriotycznych emocji, panczenistom zdarzają się jakieś osiągnięcia, ale drugiej Erwiny Ryś na razie się nie doczekamy. Hokeiści z żadnym mocniejszym przeciwnikiem nie dają sobie rady.
No więc tak naprawdę została Justyna i skoczkowie. Trudno się więc dziwić, że od ubiegłego tygodnia trwoga zapanowała w sercach kibiców. Zawsze zapowiadany słabszy początek sezonu Kowalczyk okazał się na tyle beznadziejny (27 miejsce), że ekipie biegaczki trudno było ukryć niepokój. Do tego astmatyczna Birgit Bjoergen wygrywa jak chce. Gdyby Bjoergen też nie poszło, porażki naszej mistrzyni łatwiej byśmy przeżyli. Na szczęście w Kuusamo w jednym z biegów przed Polką była już tylko Norweżka. Aleksander Wierietelny ujął mnie wyznaniem, że od lat próbuje przygotować Kowalczyk do bardzo szybkiego biegania od pierwszych startów i się nie udaje. Nie wiadomo właściwie dlaczego. Na taką opinię może sobie pozwolić tylko wybitny trener. Tym bardziej wiarygodnie brzmi w jego ustach zapewnienie, że w biegach klasycznych będzie w tym sezonie dobrze na tyle, by realne stały się tytuły na mistrzostwach świata. O naszą biegaczkę możemy więc być raczej spokojni. I tylko o nią.
Gorzej ze skoczkami. Ich właśnie dotyczy : to samo w Kuusamo. W kolejnym weekendzie sezonu było znów gorzej niż źle. Kiedy tuż przed pierwszymi pucharowymi zawodami trener Łukasz Kruczek mówił o bardzo ambitnych celach, które stawiają sobie skoczkowie, pomyślałem, że musi być pewny swego. Z trudem wychodzący z cienia drugiego trenera, bez własnych wielkich sukcesów był do tej pory bardzo ostrożny. A tu taka zdecydowana deklaracja. Brawo ! Znamy swoją wartość i wydajemy światu komunikat na ten temat. Niestety, okazało się, że znamy średnio. Czy jednak Kruczek mógł się pomylić tak bardzo ? Nie chce mi się wierzyć. Podobno świadomość wysokiej formy sparaliżowała chłopaków. Wierzę, że paraliż ustąpi przy pomocy różnych zabiegów. Nie chciałbym przecież ograniczać swojego zimowego kibicowania do Justyny Kowalczyk, nawet w najlepszej formie.