Koniec wielkiej serii Igi. Porażka w Wimbledonie
Na 37. zwycięstwie zaciął się licznik zwycięstw Igi Świątek. Na wimbledońskim korcie nr 1 lepsza od niepokonanej od połowy lutego Polki okazała się bardzo doświadczona Alize Cornet. Zwyciężyła w dwóch setach – 6:4 i 6:2.
Okazuje się, że większym newsem jest porażka Igi Świątek niż jej kolejne zwycięstwa. Tym razem od pierwszych minut można było sobie zadawać pytanie, czy to właśnie w sobotnie popołudnie skończy się niesamowita seria sukcesów w sześciu turniejach z rzędu, w tym w wielkoszlemowym w Paryżu. Szybko zrobiło się bardzo nieciekawie, bo pierwsze trzy gemy, w tym dwa serwisowe, trzeba było zapisać po stronie Cornet. Później było trochę lepiej, ale nie na tyle, żeby uratować seta.
Mocno wierzyłem, że po rytualnej wizycie w szatni w przerwie między setami Iga wyjdzie odmieniona. I dwa pierwsze gemy na to wskazywały, ale to było wszystko, na co było stać bezapelacyjną liderkę światowego rankingu.
Długimi chwilami wydawało się, że kort jest za krótki dla Igi. Jej forhend zbyt często lądował na aucie. Serwis też rzadziej niż zwykle pomagał. Poza tym rzucał się w oczy brak energii emanującej z naszej mistrzyni. Od pewnego momentu wyglądało to trochę tak, jakby sobie powiedziała: no dobrze, miejmy to już z głowy.
Teraz najważniejsze, żebyśmy dali spokój samej Idze i jej teamowi. Nie próbowali wyciągać daleko idących wniosków. Jestem przekonany, że na trawę w Wimbledonie przyjdzie jeszcze czas. Teraz nadchodzi sezon na twardych kortach, na których Polka czuje się znacznie lepiej. Niewykluczone, że za chwilę licznik zwycięstw znów zacznie się kręcić bardzo szybko.
Trzeba też pogratulować Alize Cornet, która w dojrzałym jak na tenisistkę wieku rozgrywa życiowy sezon. Była po raz pierwszy w życiu w ćwierćfinale Australian Open, teraz bez rozstawienia znalazła się w czwartej rundzie Wimbledonu. Co ciekawe, osiem lat temu na tym samym korcie pokonała ówczesną liderkę Serenę Williams.