Lewandowski dobił do czterdziestki
To było emocjonujące popołudnie. Z jednej strony kibice trzymali kciuki za Roberta Lewandowskiego, który miał pobić strzelecki rekord Gerda Muellera. Z drugiej strony podziw wzbudzała Iga Świątek, która w sobotę dwa razy wychodziła na kort w Rzymie, żeby znaleźć się w finale wielkiego turnieju.
Robert Lewandowski dogonił Gerda Muellera. Wbił 40 goli w tym sezonie Bundesligi, czyli tyle samo, ile Gerd Mueller pół wieku temu. Ta czterdziestka wydawała się nie do ruszenia. Była trochę jak skok w dal Boba Beamona na igrzyskach w Meksyku. Jego 8,90 m było nieosiągalne przez 23 lata, gdy Mike Powell dołożył do rekordu jeszcze 5 cm. O Beamonie pamiętają wszyscy. O Powellu chyba nie. Trochę podobnie może być z Polakiem.
W przedostatnim meczu sezonu mistrz, czyli Bayern, spotykał się z Freiburgiem FC. Zwycięstwo monachijczyków było ważne, ale chodziło o to, by polski snajper skutecznie wstrzelił się w bramkę gospodarzy co najmniej raz, a najlepiej dwa lub więcej razy. Sztuka udała się tylko z rzutu karnego. Dlatego rekord został wyrównany, a nie pobity. Teraz trzeba czekać na ostatnią kolejkę i rekordową bramkę. Koledzy będą pomagali, ale przeciwnicy z Augsburga też będą przecież mieli coś do powiedzenia.
Wielka szkoda, że sam Gerd Mueller, który przez lata doprowadzał do rozpaczy największych bramkarzy świata (w tym naszego Jana Tomaszewskiego w pamiętnym półfinale mistrzostw świata 1974), nic nie wie o tym, że jego rekord jest zagrożony. Nie widział też ładnego gestu Lewandowskiego, który tuż po golu pokazał napis „4ever Gerd”. Alzheimer jest nieubłagany. Żona wielkiego gracza twierdzi, że patrzyłby z sympatią na wyczyn młodszego kolegi z Bayernu.
Przez długi czas potrafiłem nie dać się wkręcić w prawdziwe szaleństwo, które ogarnęło polskich kibiców szukających za wszelką cenę prawdziwych czy nawet pozornych okazji do szczycenia się wynikami rodaków. W końcu jednak i mnie trochę wzięło.
Dzisiejsza technologia daje wielką łatwość mierzenia i porównywania dosłownie wszystkiego. Snajperskie rekordy nie są jeszcze takie głupie, choć trzeba pamiętać, że piłka nożna to sport drużynowy. I dobrze byłoby zdawać sobie sprawę, że znajomość wszystkich liczb i procentów to tylko część prawdy o sportowym wydarzeniu i jego bohaterach. Czasami wydaje mi się, że niektórzy nasi komentatorzy o tym zapominają i nadają tak, jakby urwali się na chwilę z Głównego Urzędu Statystycznego. Ale to na marginesie.
Tak czy owak, rekord (nawet tylko wyrównany) Roberta Lewandowskiego jest jego wielkim sukcesem. Kończący w sierpniu 34 lata polski piłkarz rozgrywa wielki sezon. Ma jeszcze największe szanse na pierwszy w karierze Złoty But dla najlepszego strzelca w Europie. Podejrzewam, że oddałby swoje indywidualne rekordy za mistrzostwo Europy. O to będzie jednak znacznie trudniej.