Hurkacz lepszy od Federera? Czemu nie

Gdy już się wydawało, że wszystko, co dobre dla polskiego kibica w tegorocznym Wimbledonie, skończyło się w pierwszym tygodniu turnieju, Hubert Hurkacz pokonał światowy nr 2 – Daniłła Miedwiediewa, i dotarł do ćwierćfinału. Tam czeka na niego sam Roger Federer.

Przed przyjazdem do Londynu Hurkacz miał denerwującą serię sześciu porażek. Kortowe fakty kontrastowały z wypowiedzią jednego z trenerów Polaka, który zapowiadał, że „sky is the limit”. Chyba nie ja jeden miałem trudność z uwierzeniem w tę deklarację. Z jednej strony wygrane bardzo mocne zawody w Miami (ATP 1000), z drugiej te porażki i brak wcześniejszych osiągnięć na angielskiej trawie.

Trzy pierwsze, bardzo przekonujące zwycięstwa jakoś mnie nie rozpaliły. Miedwiediew to jednak inna półka, nawet jeśli się weźmie pod uwagę, że Rosjanin dotychczas nie zawojował Wimbledonu. Przez dużą część meczu wydawało się, że Polak będzie się starał, ale to rywal będzie się cieszył po ostatniej piłce. Dodawanie punktów szło znacznie łatwiej Daniłłowi. Przy stanie 1:2 w setach, ale 3:2 dla Polaka w czwartym secie, trzeba było zejść z kortu z powodu deszczu. Następnego dnia licznik z punktami kręcił się znacznie szybciej po polskiej stronie. Oba ostatnie sety skończyły się jednakowo 6:3.

Powiedzieć, że wrocławianin nie reaguje na korcie żywiołowo, to niewiele powiedzieć. Facet rozstawiony z czternastką uśmiecha się nieśmiało i nawet po świetnych piłkach reaguje powściągliwie, jakby nie chciał urazić gościa z drugiej strony siatki. To jest bardzo sympatyczne, ale nie wiem, czy pomaga w rozpychaniu się w czołówce. Jego rywale raczej chcą pokazać, że kwestią nieodległej przyszłości jest zdmuchnięcie z kortów Djokovicia czy Nadala. On wygląda na takiego, który chętnie nosiłby za nimi torby ze sprzętem. A jednak pozory mylą.

Hubert Hurkacz jako czwarty Polak w historii jest w ostatniej ósemce wielkoszlemowego turnieju w Londynie. Po Wojciechu Fibaku, Jerzym Janowiczu i Łukaszu Kubocie. Duża radość. Do tego teraz czeka go pojedynek z Rogerem Federerem, lat 40. Jeszcze nikt w takim wieku nie dotarł do tak zaawansowanej fazy zawodów. Polak na pewno całym sobą będzie pokazywał, że jest zaszczycony meczem w tak pięknych okolicznościach. No i z szacunku dla mistrza zrobi wszystko, żeby dotrzymać mu kroku. Jako fan Rogera wolałbym co prawda, żeby panowie spotkali się w finale i po pięciu setach widowiskowej gry Hubert pozwolił sobie wreszcie na wybuch entuzjazmu, ale jedna czwarta z tym scenariuszem też nie byłaby zła.