Kubica ostatni. Czy na stałe?
Bolidy w F1 znów się ścigają. Na początek było Melbourne i Grand Prix Australii. Robert Kubica – siedemnasty, ostatni z tych, którzy przejechali całą trasę.
Wygląda na to, że dla Polaków dobrych wieści z torów długo, a może w ogóle w tym roku nie będzie. Nacieszyliśmy się niesamowitym powrotem Kubicy za kierownicę Williamsa i to nam musi wystarczyć. Teraz zapowiadają się same zgryzoty. Williams Grand Prix Engineering jest słabo przygotowany do sezonu? Tak oceniliby sytuację chyba tylko najsubtelniejsi komentatorzy. Prawda jest taka, że jest kompletnie nieprzygotowany.
Informacje, które docierają z obozu dowodzonego przez Claire Williams, są złe i bardzo złe. Pani dyrektor zarządza chaosem. Robert Kubica i jego zespołowy kolega Brytyjczyk George Russel są powściągliwi w ocenach, ale znaleźć jakąś optymistyczną nutę w ich wypowiedziach to zadanie raczej niewykonalne.
Gdy podczas niedawnych testów w Barcelonie wszyscy dopracowywali szczegóły w swych superskomplikowanych maszynach, kierowcy brytyjskiego teamu zastanawiali się, czy ich pojazdy dotrą na miejsce. Dochodził brak części zamiennych i konieczność wprowadzenia zmian nakazanych przez FIA. Przyjemnie nie było, skoro kilkanaście dni przed otwarciem sezonu 2019 na urlop został wysłany techniczny szef ekipy Paddy Lowe. Dlatego nie dziwi ocena polskiego kierowcy F1, że nie będzie miał się z kim ścigać na torze (George’a Russela nie licząc). Wszyscy inni startują w innej kategorii.
Można by machnąć ręką na to, co dzieje się w Williamsie, gdyby nie Robert Kubica. Pokonał wszelkie przeszkody, żeby znów stanąć na linii startu najważniejszych wyścigów na świecie, a teraz musi borykać się ze słabościami swego pracodawcy. W niczym nie zawinił, a jego powrót do F1 wygląda niestety żałośnie.