Kubica, jednak nie?
… i jeździł w F1 długo i szczęśliwie. Tak miała się skończyć saga o powrocie Roberta Kubicy do wielkiego ścigania.
Dzisiaj wygląda na to, że zakończenie trzeba będzie zmienić. Podobno Kubica ma minimalne szanse na kontrakt z Williamsem.
W ostatnich tygodniach portale grzały się od informacji o drodze Polaka do najsłynniejszych wyścigów. Klikalność musiała być oszałamiająca, bo redaktorzy dokonywali cudów, by codziennie pojawić się z newsem. Hamilton za, Massa przeciw. Szef Williamsa uśmiechnął się czy skrzywił? Na tak czy na nie? I tak bez chwili wytchnienia.
Kubica jest chyba popularniejszy niż za najlepszych, przedwypadkowych czasów. I wszystko to mimo jego wstrzemięźliwości w kontaktach z mediami. Sam poddałem się gorączkowej atmosferze. Najpierw ciężko przeżyłem odmowę Renault. Tym bardziej trzymałem i trzymam kciuki za kontrakt z Williamsem. Wygląda na to, że to może nie wystarczyć.
Mówi się, że Roberto Chinchero wie wszystko o F1 i ludziach tworzących ten biznes. Ten fachowiec ogłosił jakiś czas temu na portalu Motorsport, że szefowie Williamsa są zdecydowani na Polaka. Minęło trochę czasu i ten sam gość ogłasza coś przeciwnego. Kubica nie ma szans. I to jest na razie wersja obowiązująca.
Powody zapaści nastrojów? Jeden sportowy – trudniejszy do przełknięcia. Drugi – biznesowy. Sportowy, bo rywal naszego zucha Siergiej Sirotkin był podobno w porównywalnych warunkach szybszy. Biznesowy, bo w bolidzie jest miejsce nie tylko dla kierowcy, ale także milionów, które przynosi ze sobą. W tej ostatniej rywalizacji jest podobno 15 do 8 (milionów dolarów) na korzyść Rosjanina. Dodam jeszcze od siebie, że rynek rosyjski jest jednak ciut większy od polskiego.
Robert Kubica powiedział niedawno, że w jego sytuacji dotarcie po latach do tak zaawansowanego etapu starań o ponowny start w F1 jest wielkim sukcesem. I tym trzeba się pocieszać, gdyby faktycznie do umowy z Williamsem nie doszło. Poza tym dzięki ostatnim wszechstronnym próbom łatwiej będzie o miejsce na torze w nieco mniej prestiżowych zawodach.