Messi z wyrokiem
My tylko Euro i Euro, a tu Lionela Messiego do paki wsadzają. Prawie.
21 miesięcy, w zawieszeniu co prawda, ale i tak Argentyńczyk powodów do zadowolenia raczej nie ma. Na ławie oskarżonych siedział z ojcem, który jako menedżer syna wziął na siebie podatkowe machlojki.
Chodziło o ponad cztery miliony euro. Śmieszne grosze w porównaniu z zarobkami najlepszego gracza świata. No bo co to za suma przy, podobno, sześćdziesięciu milionach zarobków rocznie? A jednak tato Messi za wiedzą lub nie syna postanowił „zoptymalizować” zobowiązania wobec fiskusa.
Sprawa ciągnęła się od dłuższego czasu i na pewno nie poprawiała samopoczucia Leo. Nie ma chłop szczęśliwej passy. Najpierw jego Barcelona nie poradziła sobie z Atletico w Lidze Mistrzów. Później Copa America w Stanach Zjednoczonych. Wydawało się, że tym razem musi się zakończyć zwycięstwem Argentyny.
Messi robił wszystko, nawet przestał się golić mimo kontraktu z Gillette. A gdy doszło do rzutów karnych po 120 bezbramkowych minutach, z celnym kopnięciem z jedenastu metrów nie poradził sobie ten, który z piłką potrafi zrobić wszystko. I tak kolejny raz puchar pojechał do Chile.
Kibice jeszcze nie osuszyli łez po Pucharze Ameryki, a tu kapitan Messi wychodzi do dziennikarzy i ogłasza koniec biegania po boisku w reprezentacyjnym stroju. Czas pokaże, czy wytrwa w postanowieniu. Oby nie.
Właściwie powinienem się oburzyć na niecne uczynki Leo Messiego, jego ojca Jorge Horacio i wszystkich finansowych doradców. Ale jakoś nie potrafię w sobie wzbudzić gniewnych pomruków. To nie pierwsi bardzo bogaci ludzie, którzy uznają, że powinni być jeszcze bogatsi i elastycznie podchodzić do prawa.
Potknięcia na boisku i w życiu pozafutbolowym to rysy na boskości wielkiego piłkarza. Dotychczas nie imały się go afery. Przyszły scenarzysta fabularnego filmu o „życiu i karierze” zaciera pewnie ręce. Okazuje się, że Lionel Andres Messi Cuccittini to też człowiek. I taki jest znacznie ciekawszy.