To nie był sezon Kamila Stocha i kolegów
Gdyby nie „mamucie” skoki w Planicy i więcej niż porządny sezon Aleksandra Zniszczoła, można by z pełnym przekonaniem ogłosić, że sezon skoków narciarskich był dla Polaków jedną wielką katastrofą.
Męczyli się nasi mistrzowie i trener Thomas Thurnbichler. Podłamany był prezes Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz. Następca Apoloniusza Tajnera nie ma tyle szczęścia co on. Skaczących kobiet prawie nie ma, ale i tak w trenującej garstce ciągle dochodzi do głośnych awantur. Niezłym podsumowaniem sytuacji jest ostatnie wycofanie się jedynej Polki z zawodów z powodu obaw… przed skakaniem. W biegach narciarskich też posucha. O nowej Justynie Kowalczyk można tylko pomarzyć.
Ale wiadomo – najwięcej nadziei od wielu lat wiążemy z Kamilem Stochem i spółką. To był drugi sezon pracy mniej więcej rówieśnika swoich podopiecznych Thomasa Thurnbichlera. W ubiegłym roku było całkiem nieźle. W tym nasi zawodnicy przez większą część sezonu zajmowali się raczej spadaniem na bulę niż skakaniem. Przykro się patrzyło na męczarnie wielkich mistrzów i bezradność w objaśnianiu tego, co się dzieje. Na przykład Kamil Stoch ani razu nie skończył zawodów Pucharu Świata w dziesiątce. Kilka razy był 11. Pojedyncze skoki wychodziły Piotrowi Żyle, najgorzej wiodło się Dawidowi Kubackiemu. Z ich medali na igrzyskach, mistrzostwach świata nagród za miejsca na podium w Pucharze Świata można by stworzyć sporych rozmiarów muzealną izbę. W sezonie 2023/2024 kolekcji nie powiększyli nawet o jeden eksponat.
Na pozycję lidera kadry wysforował się Aleksander Zniszczoł, dotychczas występujący w epizodycznych rolach. Najmłodszy w reprezentacji, bo zaledwie 30-latek. Zaledwie, bo koledzy są przecież znacznie starsi. Żyła i Stoch mają po 37 lat, a Kubacki 34. Patrząc z tej perspektywy, przed Zniszczołem jest jeszcze wiele lat na poważniejsze sukcesy. Dwa pierwsze w życiu podia (w tym w niedzielę w Planicy) i sporo miejsc w dziesiątce Pucharu Świata to naprawdę znaczące osiągnięcie.
Nie przypadkiem wytykam zaawansowany wiek naszej długoletniej czołówki. To nie jest ich wina, ale skutkiem ich sportowej długowieczności było zabetonowanie kadry. Trenerzy i działacze są rozliczani z wyników, a te zapewniali im coraz starsi mistrzowie. No i w ostatnich miesiącach przestali zapewniać. Zaczęły się nerwowe ruchy, do których zaliczam np. sięganie po pogrążonego od lat w kryzysie Macieja Kota, zresztą też już dawno po trzydziestce.
Ale Kot był chyba i tak najlepszy z tych, którzy szukali szans w niżej notowanych zawodach Pucharu Kontynentalnego. Ewentualni pretendenci mają, poza Pawłem Wąskiem, też około trzydziestki. Taki np. Klemens Murańka, cudowne dziecko polskich skoków, ma 29. Pamiętam, że jako dziesięciolatek przeskakiwał niemal Wielką Krokiew, a jego ojciec pieklił się, że nie jest włączany do dorosłej kadry. Dziś nie ma już większej nadziei, że spełni niegdysiejsze wielkie oczekiwania.
Czy obecna kiepska zima oznacza, że ten stan może się utrwalić w następnych latach? Podobno nie. Małysz, Thurnbichler i zawodnicy mówią mniej więcej jednym głosem, że wiedzą, jakie błędy zostały popełnione, i nie będzie powtórki z rozrywki. Związek nie stracił zaufania do młodego szkoleniowca, który ma przebudować cały system tej dyscypliny sportu. Wszystkie zainteresowane strony są zgodne: Austriak powinien zostać.