Maroko w półfinale, Ronaldo ociera łzy
Pierwszy raz w mundialowej historii afrykańska reprezentacja będzie grała o medal. W ćwierćfinałowym meczu Maroko właśnie odprawiło z kwitkiem Portugalię 1:0. Teraz drużyna trenera Walida Regraguiego jest o krok od medalu. Nawet jeśli przegra w półfinale, to i tak powalczy o „brąz”.
To wszystko brzmi jak bajka. Najpierw w grupie uporali się z Belgami, zremisowali z Chorwatami i pokonali Kanadyjczyków. Później wpadli na Hiszpanię, która miała być zaporą nie do przebycia. Doszło do rzutów karnych, przy których sławy Luisa Enrique zamieniły się w zżartych przez nerwy nowicjuszy. W efekcie Enrique w trybie natychmiastowym stracił pracę, a Marokańczycy rozpoczęli przygotowania do starcia z Portugalczykami.
Były selekcjoner Maroka Henryk Kasperczak nie był zdziwiony. Tłumaczył, że to nie jest przypadkowe osiągnięcie. W tym kraju więcej inwestuje się w treningowe place do gry niż w wielkie obiekty. Ciągle popularna jest podwórkowa gra, w której też pokazują się młode talenty. Trenerzy to francuska szkoła (zresztą tak samo jak w przypadku Kasperczaka).
Nie wiem, czy kolejny awans też nie zaskoczył naszego byłego świetnego piłkarza, ale zdecydowaną część futbolowego świata na pewno tak. Z Cristiano Ronaldo czy bez w wyjściowej jedenastce Portugalczycy sprawiali wrażenie poważnie myślących o tytule. Kto oglądał pokaz siły w potyczce ze Szwajcarią (było 6:1), ten na pewno tak sobie pomyślał.
A dziś? Symbolem tego, co stało się na stadionie Al Thumama, były łzy ocierane przez Ronaldo w tunelu prowadzącym do szatni. Prawie na pewno w ten sposób zakończyły się marzenia o mistrzostwie 37-letniego gwiazdora, który dodatkowo nieco wcześniej znów musiał się pogodzić z rolą rezerwowego.
Coraz wyraźniej widać, że ekipa z arabskiej części afrykańskiego kontynentu to nie jest przypadkowa, naprędce zlepiona drużyna, która w pierwszej chwili próby rozsypie się w zbiór bezładnie biegających po boisku ludzi. To dość niesamowite, że w dotychczasowych pięciu meczach stracili tylko jednego gola, i to z teoretycznie najsłabszymi Kanadyjczykami. Przekreślili plany trzem faworytom – Belgom, Hiszpanom i Portugalczykom. Ich droga przypomina mi trochę wyczyny Polaków w 1974 r.
Próbuje się deprecjonować wyniki Hakima Ziyecha i spółki z powodu pochodzenia większości reprezentantów. Czternastka urodziła się poza krajem, który teraz z takim powodzeniem reprezentują. Hiszpanie śmiali się, że powinni występować pod flagą ONZ. Słynny Marco van Basten podobno nie mógł się nadziwić, że taki Ziyech nie skorzystał z szansy gry dla Holandii. Może teraz zmienił zdanie. Wytykanie urodzin w innych państwach przez Holendrów, Hiszpanów czy przedstawicieli kilku innych nacji jest dość zabawne, jeśli popatrzy się na ich obecne i przeszłe składy.
47-letni trener Walid Regragui, który przejął obowiązki zaledwie kilka miesięcy temu, ma w zespole ludzi z silnych europejskich klubów. Nic dziwnego, że nie boją się konfrontacji z najmocniejszymi. Na razie to jest prawdziwe wejście smoka. Z meczu na mecz coraz wyraźniej widać, że Regragui prowadzi drużynę zdolną do sięgania po najwyższe cele. Już w środę mogą się o tym przekonać Anglicy albo Francuzi.