To był rok Igi Świątek
Iga Świątek nie została mistrzynią WTA Finals. Może i dobrze. Trzeba mieć jakieś cele do osiągnięcia w kolejnych sezonach. Na pewno chciała zwyciężyć i wszystko wskazywało na to, że się uda. W grupowych pojedynkach błyszczała, w półfinale z Aryną Sabalenką trafił się słabszy moment. Następnego dnia w finale lepsza od Białorusinki okazała się Caroline Garcia, która kilka dni wcześniej nie sprostała Polce.
„Tylko” półfinał Igi w Teksasie nie zmienia ani na jotę ogólnej oceny jej postawy w minionym roku. Jest wielką tenisistką i bez wątpienia zasługuje na wszystkie pochwały, którymi była obdarzana od początku roku.
Królową kobiecego tenisa została na początku kwietnia po abdykowaniu Ashleigh Barty. Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy 21-letnia Polka zasługuje na ten zaszczyt, to w kolejnych tygodniach i miesiącach zostały rozwiane przez rozpędzoną Igę, która w brawurowym stylu sięgała po kolejne trofea i rankingowe punkty. Nie da się tego udowodnić, ale mam przeświadczenie, że nawet gdyby Australijka pozostała w tourze, to i tak Świątek kończyłaby sezon na prowadzeniu w tym wyścigu. Pewnie byłoby trochę mniej tytułów i punktów też, ale byłaby liderką.
Tuż po zakończeniu ostatniego meczu raszynianki w teksaskim Fort Worth do pracy ruszyli miłośnicy statystyk. Potęgę tenisa Igi można przecież przedstawić w najróżniejszych zestawieniach na tysiąc sposobów. I to jest na pewno przyjemne zajęcie, ale chciałbym zwrócić uwagę nie tylko na to, jak grała, ale także na to, jak odpoczywała.
Po serii wiosennych turniejowych triumfów Polka miała podbić Madryt. I w ostatniej chwili się wycofała. Później zwierzyła się, że miała wielką ochotę tam pojechać, ale trener Tomasz Wiktorowski był innego zdania. Doskonale wiedział, kiedy trzeba zrobić przerwę, chwilę odetchnąć, spokojnie popracować. A potem był piękny finał podczas French Open. Podczas Wimbledonu przyszła pierwsza porażka od miesięcy. Co robi ekipa naszej mistrzyni? Robi sobie kolejną przerwę od występów. Nie ma nerwowości po nieuniknionych porażkach. Nie oglądamy już takich scen jak choćby podczas igrzysk w Tokio czy później w Guadalajarze w trakcie ubiegłorocznego turnieju mistrzyń.
Na zarządzanie planem zajęć musiał mieć duży wpływ Tomasz Wiktorowski, który w zaskakujący sposób dla kibiców zastąpił pod koniec ubiegłego roku Piotra Sierzputowskiego. Okazało się, że ten ruch nadał nowy impuls karierze Igi. Wiktorowski, przez lata główny trener Agnieszki Radwańskiej, wrócił do touru w wielkim stylu. Mógł wreszcie wykorzystać swoje doświadczenie. Do tego wyniki przyszły niemal od razu, w australijskiej części sezonu, co zawsze dobrze wpływa na wzajemne zaufanie w teamie. Nie można oczywiście zapominać o roli psycholożki Darii Abramowicz i odpowiedzialnego za przygotowanie fizyczne Macieja Ryszczuka.
Najlepszy nawet zespół nie zastąpi na korcie podopiecznej. Iga Świątek rozwinęła się niebywale pod każdym względem i nie chodzi tylko o to, że dopisała do swojego konta kolejne dwa tytuły wielkoszlemowe. A przecież ciągle jest jedną z najmłodszych dziewczyn w ścisłej czołówce. Można już być pewnym, że udźwignie olbrzymi sukces, który osiągnęła.
Jest dojrzała na korcie i poza nim. Bardzo konsekwentnie wypowiada się i podejmuje konkretne działania w sprawie rosyjskiej agresji w Ukrainie. Zdobyła się też na finansowy gest, przekazując pieniądze wygrane podczas zawodów w Ostrawie na rzecz organizacji zajmującej się zdrowiem psychicznym.