Iga Świątek – wielki sukces z żółto-niebieską wstążką

Tym razem nie miała sobie równych w Indian Wells. 20-letnia Polka jest już drugą rakietą świata. Komentowanie sportowych wydarzeń w czasie, gdy w Ukrainie toczy się krwawa wojna, może wydawać się niestosowne. Bo przecież nie można zrobić sobie przerwy od myślenia o tym, co dzieje w państwie napadniętym przez Rosję Putina. Największe nawet rozgrywki, np. tenisowe, przestają mieć znaczenie, jakie przykładaliśmy do nich wcześniej.

Podczas najważniejszego turnieju tenisowego sezonu (poza wielkoszlemowymi) w kalifornijskim Indian Wells nie zabrakło zresztą pamięci o wojnie. O solidarności z Ukraińcami mówiła podczas ceremonii wręczania nagród m.in. Iga Świątek, która przez cały turniej występowała z symboliczną żółto-niebieską wstążką wpiętą w czapkę. Nad stadionem powiewała ukraińska flaga. Rosyjscy tenisiści zostali dopuszczeni do gry, ale oficjalnie nie reprezentowali Rosji.

Triumf Igi Świątek w Kalifornii napawa radością, choć przytłumioną z oczywistych względów. W finale Polka była lepsza od Marii Sakkari (6:4 i 6:1), co oznacza również, że częściej potrafiła uporać się z szalejącym pustynnym wiatrem, który ani przez chwilę nie przestał wtrącać się do gry. W ubiegłym roku Greczynka miała patent na pokonywanie naszej reprezentantki. W tym sezonie karta się odwróciła. Kilka tygodni temu w Katarze, a teraz w Stanach gratulowała sukcesu Polce.

Pierwsze miesiące tego roku są wręcz znakomite dla Igi. Najpierw półfinał w Australian Open, a później pełna pula w Katarze i teraz w Indian Wells. Lepszy początek współpracy z nowym trenerem Tomaszem Wiktorowskim trudno byłoby sobie wymyślić. Widać wyraźnie, że kontrowersyjne rozstanie z jego poprzednikiem i współtwórcą pierwszych wielkich osiągnięć raszynianki Piotrem Sierzputowskim miało sens.

Od dzisiaj w rankingu WTA Iga Świątek ma przed sobą tylko jedną rywalkę, czyli Ashleigh Barty, wielką nieobecną na ostatnich turniejach. Świątek ma niespełna 21 lat, a już osiągnęła to, co było szczytowym osiągnięciem Agnieszki Radwańskiej.

Po ubiegłorocznym turnieju masters w Guadalajarze, w którym częściej byliśmy świadkami bezsilności i frustracji niż świetnych uderzeń, trudno było się spodziewać tak spektakularnej odmiany. Nie było chyba na świecie fachowca, który odmawiałby Idze wielkiego talentu potwierdzonego na wielkoszlemowych kortach Rolanda Garrosa w 2020 r. Ale to wcale nie oznaczało, że ówczesna 19-latka od razu zaklepała sobie na lata miejsce w czubie rankingu. Życie cały czas przynosi przykłady tarapatów, z jakimi borykają się młode mistrzynie. Choćby Naomi Osaka i Sofia Kenin, a także jeszcze młodsze Emma Raducanu i Leylah Fernandez.

Tymczasem dojrzałość, którą obserwujemy od początku roku u Polki, jest wręcz zadziwiająca. Zamiast wcześniejszych częstych wybuchów złości, braku opanowania oglądamy zawodniczkę konsekwentną, niedającą się ponieść emocjom nawet w trudnych momentach. W Kalifornii przegrywała w kilku rundach pierwsze sety (choćby z Angelique Kerber), by następnie spokojnie pokonywać rywalki. Do wielkich i ciągle doskonalonych umiejętności doszła zimna krew. I to świetnie rokuje.