Rosyjską ścieżką do Kataru
Żeby polscy piłkarze zobaczyli z bliska przynajmniej początki przyszłorocznego mundialu w Katarze, muszą najpierw pokonać Rosję na jej terenie, następnie szybko wrócić do kraju, by w decydującej rozgrywce spotkać się z lepszym z pary Szwecja–Czechy. Pierwszy mecz 25 marca, drugi (ewentualnie) 29 marca. Takie są wyniki losowania w Zurychu barażowych meczów eliminacji do mistrzostw świata. Wakaty są trzy.
Teoretycznie mogło być lepiej, ale gorzej też. 12 reprezentacji podzielono na trzy ścieżki wiodące do awansu. Na każdej z nich znalazły się cztery drużyny. Nie trafiliśmy na Portugalię i Włochy. A tego większość kibiców się obawiała. Zresztą Portugalczyków i Włochów los nie potraktował łaskawie i nie postawił na ich drodze np. Polaków. Są na kolizyjnej ścieżce. Jeśli wygrają w pierwszych meczach, będą musieli między sobą rozstrzygnąć o wyjeździe na Półwysep Arabski.
Po piątkowym losowaniu nastroje komentatorów są na ogół dobre, choć racjonalnych powodów do optymizmu nie ma. Trudno je wyłuskać z dalszej i bliższej historii. Na 19 meczów w sumie (także ze Związkiem Radzieckim) Polacy okazali się lepsi w czterech przypadkach. W siedmiu grach na terenie rywala udało się tylko raz zremisować.
Oczywiście specjaliści od zamierzchłej przeszłości będą przypominać euforię na Stadionie Śląskim w 1957 r. po dwóch golach Gerarda Cieślika i zwycięstwie 2:1. To były eliminacje do mistrzostw świata w Szwecji, na które pojechała jednak komanda ZSRR. Historycy interesujący się nieco bliższą współczesności epoką nawiążą do igrzysk w Monachium w 1972. Tam też było 2:1 (bramki Kazimierza Deyny i Zygfryda Szołtysika), a później olimpijskie złoto. Towarzysko z Rosją ostatni raz wygraliśmy w 1998 r. Miło powspominać i tyle.
Rosja nie jest dzisiaj futbolową potęgą. Podczas tegorocznego Euro ekipa dobrze znanego nad Wisłą Stanisława Czerczesowa nie popisała się i po eliminacjach jak niepyszna wróciła do domu. Krytyka była miażdżąca. Skończyło się oczywiście odejściem trenera, który wcześniej był chwalony za rosyjski mundial. Co ciekawe, w ostatnim czasie w Polsce dość natrętnie krążyła plotka, że Paulo Sousę może zastąpić właśnie Czerczesow. Plotka dokonała jednak żywota, więc nie warto jej głębiej analizować.
Obecny selekcjoner Walerij Karpin o mało nie osiągnął sukcesu w pierwszych miesiącach pracy. Rosja przegrała starania o bezpośredni awans zaledwie jednym punktem po porażce z Chorwacją w ostatnim meczu. Powodem był samobój rosyjskiego obrońcy pod koniec meczu.
Analiza przeciwników jest istotna, ale lepiej chyba zająć się własnymi możliwościami. Trochę odwlekałem ten moment, bo jeszcze nie opuściła mnie złość po idiotycznej przegranej z Węgrami i utracie szans na rozstawienie w meczach ostatniej szansy. Gdy już się wydawało, że w szaleństwie Sousy zaczyna być widać metodę, to przyszedł ten nieszczęsny dzień (i poprzedzające go decyzje) na Stadionie Narodowym. Bardzo trudno powiedzieć, w jakim punkcie budowy drużyny jest Portugalczyk. Trochę złośliwie, ale prawdziwie wypomina mu się, że pod jego wodzą Polska była lepsza od San Marino, Andory i Albanii. Pięknie, ale trochę mało.
Pojawiła się też rysa na nieskazitelnym wizerunku kapitana reprezentacji Roberta Lewandowskiego. Wybrał z Sousą najbardziej ryzykowną metodę oszczędzania sił. Jedno jest pewne, Lewandowski za wszelką cenę będzie chciał pokazać, że przez jego absencję wcale nie straciliśmy szans. Jeśli porównywać klasę poszczególnych zawodników, to nasza kadra wygląda lepiej na tle marcowych przeciwników. Takie porównywanie ma jednak ograniczony sens, bo z dobrych zawodników trzeba ulepić drużynę. Czy Paulo Sousa tego dokona? Wszystko jest możliwe, nawet to, że mu się uda.
Bardzo niepewne powodzenie w meczu z Rosją nie oznacza radości z awansu, bo trzeba będzie uporać się jeszcze ze Szwecją lub Czechami. Ale to osobny temat do rozważań.