Odwróć tabelę, Legia na czele

Warszawa bez ekstraklasy? Tak postawione pytanie przestaje być żartem albo mało wyrafinowaną prowokacją.

Legia szoruje po dnie futbolowej ligi. Niedzielna sromotna porażka (1:3) z mielecką Stalą jest szóstą z rzędu. Za każdym razem wydaje się, że gorzej już być nie może, a jednak drużyna z Łazienkowskiej udowadnia coś zupełnie przeciwnego. Kibice ledwie pożegnali się z marzeniami o mistrzostwie, a już spada im na głowę znacznie większy kłopot. Jeszcze chwila i rozpocznie się walka o utrzymanie w lidze. A właściwie już się rozpoczęła.

Legia to dzisiaj chłopiec do bicia. W 12 meczach uciułała 9 pkt. i nawet biorąc pod uwagę dwie zaległe gry, to jest rezultat zawstydzający. Odwróć tabelę, Legia na czele. Prawie, bo na razie jest druga od końca.

Europe. We are back. Napis nad wejściem na boisko w Warszawie zaczyna brzmieć co najmniej ironicznie. Owszem, klub Dariusza Mioduskiego zakwalifikował się do Ligi Europy i wygrał w nim dwa pierwsze mecze ze Spartakiem i Leicester. Trener Czesław Michniewicz został okrzyknięty kimś na kształt futbolowego maga. Minęło kilka tygodni i po Michniewiczu pozostały tylko wspomnienia. Bo to były jedyne osiągnięcia w tym sezonie. Prezes Mioduski jest człowiekiem opanowanym przed kamerami; poza nimi ma sporą łatwość pozbywania się szkoleniowców i… zatrudnianie na ich miejsce wcale nie lepszych.

Nie chcę powiedzieć, że Marek Gołębiewski, który dotychczas dowodził rezerwami stołecznego klubu, jest słabym trenerem, ale po pierwszych wynikach można powiedzieć jedno. Efektu nowej miotły nie ma. Było źle, jest bardzo źle. Ciekawe, czy dane mu będzie chociaż przez chwilę spokojnie popracować.

Kibicuję Legii mniej sercem, a bardziej z wyrachowania. Największy klub, najwięcej pieniędzy i możliwości. Kto jak nie legioniści miałby co roku jeździć po Europie nie tylko w celach turystycznych? Ale stale coś stoi na przeszkodzie. Buńczuczne zapowiedzi sprawdzały się w lidze (chociaż nie zawsze), ale na tzw. międzynarodowej arenie było – z drobnymi wyjątkami – raczej krucho.

Prezes Dariusz Mioduski od kilku lat samodzielnie podejmuje decyzje przy Łazienkowskiej. Nie ma lekko. Musi mocno główkować, by sprostać finansowym oczekiwaniom. Mówi się, że tylko stała obecność w europejskich rozgrywkach może w perspektywie dać stabilność finansową.

Na razie to marzenie. Ciągle nie ma w Polsce drużyny, która potrafiłaby godzić obowiązki krajowe z międzynarodowymi. W ubiegłym roku przekonał się o tym Lech, w tym Legia. Jeszcze boleśniej.