Ni z gruszki, ni z pietruszki – Kapustka
W kąt poszli Lewandowski z Glikiem. Nie liczy się ani Krychowiak, ani Szczęsny. Cała Europa uczy się nowego, bardzo polskiego nazwiska. Wszystko zaczyna się kręcić wokół Kapustki. Bartosza Kapustki.
Wystarczyło zastępstwo w ostatniej chwili w potyczce z Irlandią Północną, kilka czy kilkanaście sprytnych kopnięć, by dziennikarze i kibice dostali zawrotu głowy. I trwają w tym stanie od niedzielnego wieczoru.
Kapustka hasał po lewym skrzydle (i nie tylko tam), bo etatowy do niedawna Kamil Grosicki borykał się z dolegliwościami. Zrobił to na tyle udatnie, że teraz nawet zdrowy Grosik może mieć problemy. Swoją drogą – obyśmy mieli takich kłopotów jak najwięcej.
Odkrycie trenera Adama Nawałki dopiero pod koniec grudnia skończy 20 lat. Jest bardzo młody, ale bywali młodsi. Włodzimierz Lubański wybiegał po raz pierwszy z reprezentacją, gdy był zaledwie 16-letnim młokosem. Wymyślony przez Kazimierza Górskiego na Mundial’74 20-letni Władysław Żmuda stanął wówczas na boisku jako stoper obok Jerzego Gorgonia i przez wiele lat nie ruszał się z tamtego miejsca.
Trzeba mieć sporo odwagi i wyobraźni, żeby się decydować na takie ruchy. Nawałce najwyraźniej tych cech nie brakuje, bo to przecież niejedyny jego zaskakujący, ale skuteczny wybór. Dzięki niemu nowy duch wstąpił i w Milika, i Mączyńskiego, i Zielińskiego, i jeszcze kilku innych.
Euro jest niesamowitą okazją do podbicia swojej piłkarskiej wartości. Dla większości kibiców oglądających transmisje Kapustka pojawił się trochę ni z gruszki, ni z pietruszki. To jednak tylko częściowa prawda. Dzisiaj dostrzegli go Gary Lineker i Rio Ferdinand, ale już znacznie wcześniej skauci kilku klubów sporządzali dokumentację jego postępów. Teraz ta lista znacznie się wydłużyła, a nazwy ewentualnych przyszłych pracodawców są znacznie szlachetniejsze. Jest na niej podobno Ajax i Borussia Dortmund.
Ma rację prezes Zbigniew Boniek, który jak może opędza się od wymuszania na nim pochwał Bartosza Kapustki. To przecież jeden taki mecz, a do końca udziału Polaków w turnieju, miejmy nadzieję, jeszcze daleko. A zagłaskany Kapustka, to słaby Kapustka.
Boję się trochę tego absolutnego braku umiaru w opisywaniu rzemiosła chłopaka z Krakowa. Starsi nie mają często odporności na taką rzekę pochlebstw, a co dopiero nastolatek jeszcze. Nie ma rady – musi szybko dojrzewać. Było już jakieś zajście w dyskotece po wygranym meczu ligowym. Sam zainteresowany nazwał to nauczką. I bardzo dobrze.
Bez względu na dalszy przebieg mistrzostw Europy Bartosz Kapustka raczej nie wróci już do Cracovii. Odmówił kilka lat temu Legii, ale jakiejś europejskiej marce już na pewno nie. Zresztą sam klub już pewnie liczy kontraktowe miliony euro.