Zawieszeni na Stochu
Tylko od Kamila Stocha zależy, czy tegoroczną zimę spiszemy na straty. Jego ewentualny medal lub medale na mistrzostwach świata w Falun mogą nam poprawić nastroje, ale ogólnie zimę będziemy mieli raczej kiepską.
Po medalach naszych panczenistów w Soczi i świetnym ślizganiu się w tym sezonie wydawało się, że w Heerenveen staniemy się niemal medalową potęgą. Tymczasem ze światowych mistrzostw wracamy bez podium, a najlepsza lokata to piąte miejsce Artura Wasia w sprincie. Kilka innych tzw. punktowanych miejsc powoduje, że nie można mówić o klęsce.
Tyle że wyniki z Holandii nie pomogą w podtrzymaniu dobrej aury wokół dyscypliny. Oby nikt nie wpadł na pomysł ponownego przemyślenia decyzji o zadaszeniu toru na Stegnach.
Teraz Falun. Justyna Kowalczyk brnie przez ten najdziwniejszy dla siebie i dla nas sezon. Podejmuje oryginalne decyzje. Charakterystyczne w tym wszystkim jest milczenie trenera Aleksandra Wieretielnego. Chłop musi nieźle cierpieć. Już dawno dałem naszej mistrzyni prawo do największych nawet ekstrawagancji. Po tym wszystkim, co zrobiła, dziewczyna ma do tego stuprocentowe prawo. Oby tylko na tym sezonie się skończyło, bo zaczną się prawdziwe kłopoty, choćby z utrzymaniem całej ekipy. Jakikolwiek medal w na mistrzostwach w Szwecji miałby wagę olimpijskiego złota. Liczę natomiast na potwierdzenie aspiracji Sylwii Jaśkowiec i może Macieja Staręgi.
No a w skokach przeżywamy déjà vu. Zmieniło się tylko nazwisko. Najpierw Adam Małysz i długo, długo nic, a teraz Kamil Stoch. Aż strach myśleć, co by było, gdyby się chłopak tak szybko nie wylizał z kontuzji. Może za wcześnie Łukasz Kruczek i jego zawodnicy uwierzyli w polską szkołę skoków narciarskich, może popełnili inne błędy. Stoch może uratować ten sezon dla naszych zimowych sportów. W przeciwnym razie boję się myśleć o batach, które zbierze trener. Bo przecież mało kto będzie pamiętał o tym, co zrobił wcześniej.
Dla porządku powinienem jeszcze wspomnieć o alpejczykach i biatlonie. Ale chyba lepiej, żebym machnął ręką na porządek.