Stoch wyskakał ile mógł
Justyna Kowalczyk po przejściach, Kamil Stoch po kontuzji. Dopiero teraz można w pełni docenić wielkie sukcesy i wszystkie mniej czy bardziej spodziewane podia na igrzyskach i w pucharach świata, i tęsknić za ubiegłorocznym śniegiem.
W tym sezonie nikogo na podium jeszcze nie mieliśmy, jeśli nie liczyć szybkich, a nawet bardzo szybkich łyżwiarzy.
Wszelkie opowieści o polskiej szkole skoków narciarskich możemy sobie odpuścić na dłuższy czas. Tak jak kiedyś bez Adama Małysza, tak teraz bez Kamila Stocha szału nie ma. To jest dla mnie największe zaskoczenie, bo sam się na tę „szkołę” załapałem i byłem prawie pewny, że tacy na przykład Austriacy będą musieli co najmniej dzielić się osiągnięciami przez długie lata. Dzisiaj wiadomo, że to ciągle jest marzycielstwo.
Podwójny mistrz z Soczi wrócił po operacji na Turniej Czterech Skoczni i po czwartym miejscu w pierwszym konkursie nawet Apoloniusz Tajner przeszedł sam siebie i ogłosił, że Stoch jest dla niego faworytem całych zawodów.
Wtórował mu chór dziennikarskich specjalistów. Okazało się, że Kamil pięknie lata, ale ląduje trochę za blisko. A i tak 10. miejsce po wczorajszym czwartym skakaniu jest nie lada osiągnięciem. Stoch wyskakał ile mógł. Jestem też przekonany, że reszta chłopaków, ogólnie biorąc mocno średnich (może poza Piotrem Żyłą), wypadłaby jeszcze bladziej bez obecności swojego lidera.
Na tym tle zaimponowali Austriacy. Skończył igrać z losem Morgenstern, Schlierenzauer jest świetny, ale nie najlepszy. Nic nie szkodzi. Na czterech skoczniach dominowali Kraft i Hayboeck. My nie możemy się pochwalić: nie ma Stocha, to jest Ziobro, Kłusek i Murańka. Ciekawe, czy Łukasz Kruczek wie, jakie błędy popełnił on sam, a jakie jego skoczkowie? Od tej świadomości błędów może przecież sporo zależeć.
Skoro mowa o świadomości, to na pewno ma ją Justyna Kowalczyk, i to nie tylko z powodu swojego doktoratu. Do swoich rezultatów podchodzi chyba bardzo spokojnie. Fachowcy też już trochę ochłonęli, chociaż łapią się każdego żwawszego podbiegu i mocniejszego odbicia kijkami w poszukiwaniu niegdysiejszych przewag.
Prawdopodobnie na mistrzostwach świata będzie lepiej niż na całkiem niezłym (biorąc pod uwagę punkt wyjścia) Tour de Ski. Nawet gdyby nie było, nie będę miał najmniejszej pretensji. Wolę widzieć w naszej mistrzyni człowieka, a nie maszynę.