Jednak Niemcy!
Mniej więcej po godzinie finału pomyślałem, że Argentyńczycy nie mają szans, jeśli 90 minut nie wystarczy jej do zwycięstwa. I właściwie nie miałem racji, bo Niemcy byli lepsi tylko o jedną, jedyną akcję Mario Götzego, chłopaczka o twarzy pucołowatego dziecka.
Gdyby Higuain nie spanikował w pierwszej połowie, mając naprzeciw tylko Neuera, gdyby Palacio nie odskoczyła piłka w drugiej części, całkiem możliwe, że to właśnie Argentyna szalałaby tej nocy ze szczęścia.
Ci wszyscy, którzy myśleli, że po siedem do jednego Niemiec z Brazylią finał będzie formalnością, na szczęście bardzo się pomylili. Jeszcze raz okazało się, że w futbolu nie wszystko da się przewidzieć. Dzięki temu mecz był porywający, jak porywający był cały Mundial 2014. W swym siódmym meczu drużyny nie słaniały się na nogach, grały z rozmachem godnym stawki spotkania. Szczególnie zaimponowali mi Albicelestes, bo wcześniej można było wątpić czy ta ostatnia gra rzeczywiście im się należała. A jednak wczoraj udowodnili, że się należała.
Niemcy są mistrzami i nikt nie może powiedzieć, że niezasłużenie. A który mecz będziemy pamiętać najdłużej? Na pewno nie ten w Rio de Janeiro, choć dał im tytuł. Żaden kibic nie zapomni półfinału z Brazylią, bo z czymś takim ma się do czynienia raz na kilkadziesiąt lat.
To były piękne dni, piękne tygodnie, piękny miesiąc. Teraz wracamy do rzeczywistości. 11 października reprezentacja Polski gra z ekipą Joachima Löwa w eliminacjach do EURO 2016. Na razie nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić.