Stawiam na Ziobrę
Nazwisko jak nazwisko, ale petarda że ho, ho. W sobotę w Zakopanem podczas pucharowego skakania po pierwszej kolejce był jedenasty. W drugiej poszło trochę gorzej, ale i tak dwudzieste miejsce to jest coś. Do tego fachowcy mówią, że Ziobro (Janek !) ma przed sobą przyszłość.
Przez wiele lat wzdychaliśmy : Małysz, a potem długo, długo nic. Nadzwyczajne wyniki Adama jakoś nie uskrzydlały jego kolegów, wśród których był także Łukasz Kruczek z kilkoma uciułanymi punktami w Pucharze Świata. Małysz skończy, skończą się skoki w Polsce. Nie będzie miał kto skakać (na planowanej wówczas) skoczni w Wiśle. Nietrudno było usłyszeć takie głosy. Sam miałem takie obawy.
Następcy trenera Tajnera także nie stworzyli silnej reprezentacji. Drugi obok Małysza polski zawodnik w trzydziestce to już był niezły wynik. Asystentem trenerów był już wówczas Łukasz Kruczek. Potem został trochę przez przypadek prawie pierwszym trenerem. Prawie, bo przecież mistrz Adam ściągnął z emerytury Hannu Lepistoe. Reszta zawodników należała już jednak do Kruczka. Najpierw pojawił się Kamil Stoch, a po nim następni. Ci następni byli dziećmi w szczycie kariery Małysza. Przychodzili na skocznię, bo chcieli być jak on. Małyszomania zrobiła swoje. Nie skończyło się na rykach pod Wielką Krokwią.
Przed sezonem Kruczek zapowiadał spore osiągnięcia. Wiedział co mówi. Co prawda na początku grudnia naszej ekipie nie poszło zupełnie w Finlandii (patrz: To samo w Kuusamo), ale później było już tylko lepiej. Drugie miejsce drużyny w miniony piątek. Dwóch chłopaków w dziesiątce, siedmiu w trzydziestce w sobotę. To już naprawdę nieźle. Chętnie zapamiętuję kolejne nazwiska. Nie tylko Stoch, nie tylko Kot, Żyła, Hula, Kubacki czy Miętus, ale także Zniszczoł, Murańka, Rutkowski czy Ziobro, na którego postawiłem w tytule. Na włoskie mistrzostwa świata w lutym czekam z co najmniej takim samym zainteresowaniem, jak w czasach Adama Małysza.