Wreszcie zwycięstwo
Eliminacje do futbolowego Euro 2020 polska reprezentacja rozpoczęła od 1:0 nad Austrią.
I to jest najlepsza wiadomość: trzy punkty dla drużyny Jerzego Brzęczka, który dotychczas przez sześć długich meczów nie mógł cieszyć się zwycięstwem.
Jeśli jednak ktoś oczekiwał, że nagle nasi, opiewani przez sportowe portale, piłkarze pokażą swoją mistrzowską twarz, to się trochę pomylił. Było lepiej, ale do podboju Europy droga daleka. Gdyby Austriacy zremisowali, a nawet wygrali, wielkich pretensji nie można by zgłaszać.
No, ale Polacy mają Krzysztofa Piątka. Najwybitniejsi fachowcy ocenili, że jego tzw. profil gry jest za bardzo podobny do tego, co robi na boisku Robert Lewandowski. Wobec tego lepiej, żeby nie deptali sobie po piętach. Piątek usiadł na ławce, co wydawało się rozwiązaniem sensownym. Brzęczek postawił na Arkadiusza Milika w parze z gwiazdorem z Monachium. Wskutek zaplanowanych i niezaplanowanych (kontuzja Piotra Zielińskiego) wydarzeń Piątek pojawił się jednak na boisku po godzinie gry.
I okazało się, że to on pasuje do Lewandowskiego, a nie Milik. Tak to przynajmniej wyglądało przez ostatnie 30 minut meczu. I nie chodzi tylko o gola, bo obaj panowie stali obok siebie i gdyby nie Piątek, to Lewandowski też wpakowałby piłkę do siatki. W paru innych momentach widać było, że obaj panowie nie przeszkadzają sobie na boisku.
Gdyby jeszcze młodszy Polak potrafił wykorzystać mistrzowskie pchnięcie piłki przez naszego kapitana, wówczas można by ogłaszać powstanie duetu, który straszyłby obrońców przeciwnych zespołów jak Europa długa i szeroka. Tak czy owak może się okazać, że po Wiedniu to Arkadiusz Milik przez dłuższy czas częściej będzie patrzył z ławki na boiskowe wydarzenia.
Wszyscy fachowcy chwalili naszą obronę. Ponieważ wybitnym specjalistą nie jestem, wobec tego długimi momentami, a przez pierwszy kwadrans bez przerwy, drżałem, gdy David Alaba i jego koledzy zbliżali się do bramki Wojciecha Szczęsnego. On na szczęście kilka razy pokazał, że nie przez przypadek jest kolegą Ronaldo z Juventusu.
Polska drużyna była nią trochę bardziej niż jesienią, ale ciągle mam wrażenie, że suma wartości poszczególnych zawodników jest większa niż ich wartość jako grupa. Na trzy punkty nie można jednak wybrzydzać. Oby można było dopisać kolejne trzy w niedzielę po potyczce z Łotwą. Robert Lewandowski, którego trzeba słuchać z co najmniej taką samą uwagą jak trenera, zwrócił w Wiedniu uwagę, że polskim problemem jest gra na podobnym poziomie w dwóch meczach. A w takich mikrocyklach zaplanowane są eliminacje.