Kuusamo i kombinezon Żyly
Podobno kilka lat temu Kamil Stoch obiecywał sobie, że jego noga nie stanie na skoczni w Kuusamo. Może miał rację, bo po tegorocznym wypadzie do Finlandii też nie będzie miał najlepszych wspomnień.
Na dobry początek Pucharu Świata tydzień temu w Wiśle był drugi, teraz dwudziesty. W sobotnim skakaniu drużynowym Polacy byli szóści, a przecież od dłuższego czasu nie schodzą z podium. To, że powodem była dyskwalifikacja Piotra Żyły z powodu nieprawidłowości w kombinezonie, nikomu humoru nie poprawia.
Swoją drogą wsadzanie zawodnikowi linijki w miejsce, gdzie w normalnych spodniach zbiegają się szwy nogawek, jest… dziwne. Do tego jeszcze kamery telewizyjne mogą te czynności obserwować po to, by zwiększyć atrakcyjność transmisji. Jeżeli mierzenie odległości kroku od ziemi ma przyciągać widza do telewizora, to ja bardzo dziękuję. Przynajmniej w tym programie. Żyła podobno nie stanął tak jak trzeba i zabrakło centymetra albo dwóch.
Pomijając to dziwactwo, o ludzi Stefana Horngachera nie trzeba się martwić. Świetne skoki w Wiśle i szóstka w finałowej kolejce niedzielnego konkursu to mocna podstawa do snucia optymistycznych planów. Bo przecież to, co najważniejsze tej zimy, to lutowe igrzyska w Pjongczangu. Polacy najpewniej znów będą skakać w czołówce. Tym bardziej że Dawid Kubacki skutecznie postanowił, że nie będzie już tym czwartym w zespole. W Kuusamo tylko on skończył w dziesiątce.
Wygląda na to, że jak co roku spędzę trochę godzin, wpatrując się w skoczków na telewizyjnym ekranie. Od dawna podejrzewam bowiem, że moje zainteresowanie tą dyscypliną jest ściśle związane z wynikami Polaków. Na razie jednak raczej nie sprawdzę, czy podejrzewam się słusznie, bo jeszcze przez jakiś czas gwałtownych zmian na gorsze raczej nie będzie.