Auf wiedersehen Carlo
W środę Bayern z Carlo Ancelottim za boczną linią boiska spektakularnie obrywa z Paris Saint-Germain. W czwartek Bayern pozbywa się zasłużonego trenera. Szybkość reakcji godna polskiej ligi.
Coś wisiało w powietrzu co najmniej od słynnego wywiadu Roberta Lewandowskiego dla „Der Spiegel”. Krytyka polskiego asa skierowana była raczej w stronę klubowych bossów niż szkoleniowca, ale tak czy owak świadczyła o tym, że w Monachium nie ma spokoju. Przecież Lewandowski nie jest znany z pochopnych wypowiedzi spowodowanych chwilowym nastrojem.
Carlo Ancelotti nie może się pochwalić osiągnięciami na miarę niczym nieograniczonych ambicji Bawarczyków, ale śmieszą mnie komentarze, które niemal podważają jego zawodowe umiejętności. Przecież ten człowiek zdobywał jako trener dwa razy puchar Ligi Mistrzów i tyle samo jako zawodnik.
A jednak coś poszło nie tak. Być może zaważył brak poważnych transferów. Być może, mimo swych talentów, nie dogadał się z szatnią zapełnioną facetami o wybujałym ego. Być może…
Uli Hoeness, Karl-Heinz Rummenigge i inni dyrektorzy Bayernu, choć nie są raptusami, tym razem nie wykazali się cierpliwością. Niewyraźny początek Bundesligi, obnażenie braków w Paryżu wystarczyło. Moment jest trudny, bo mało topowych nazwisk jest do wzięcia o tej porze roku.
Najczęściej powtarza się kandydatura Thomasa Tuchela, bo jest bez zajęcia. Nikt nie odmawia mu fachowości, którą udokumentował w Mainz i Dortmundzie, ale ma łatkę trudnego charakteru. Z powodu różnicy zdań z zarządem rozstał się z Borussią. W Monachium miałby jeszcze twardszy orzech do zgryzienia. I na boisku, i w apartamentach szefostwa.
Jestem bardzo ciekaw przebiegu tego eksperymentu. Radykalne decyzje zostały podjęte nie dlatego, że sezon jest stracony, tylko dlatego, żeby go uratować. Polscy kibice patrzą na Bayern głównie przez pryzmat Roberta Lewandowskiego, który umie, jak to się teraz mówi, zarządzać swoją karierą. Ciągle otwarte pozostaje pytanie, czy pobyt w Bayernie zaspokoi jego futbolowe i biznesowe ambicje.