Stoch i zadyszka
Serial Kamila Stocha trwa. Po przeskoczeniu rywali w Turnieju Czterech Skoczni i sobotnim zwycięstwie na własnych śmieciach wczoraj znów był najlepszy. Nie wiem, jak dla Państwa, ale dla mnie to wcale nie jest nudne.
Tym razem na podium w Wiśle zrobiło się bardzo ciasno, ale Kamil o włos, czyli o niecały metr, wyprzedził rywali. Ale uwaga! Do gry wraca Gregor Schlierenzauer. W Wiśle po długiej przerwie najpierw trochę pechowo nie dostał się do finałowej trzydziestki, ale nazajutrz był już ósmy, a mogło być znacznie lepiej. Wielki mistrz na Puchar Świata nie ma w tym sezonie szans, ale na mistrzostwo świata czemu nie.
Zostawmy jednak Austriaka, bo w polskiej kadrze… zadyszka. Kamil oczywiście świetny, ale Maciej Kot i Piotr Żyła ustawiani przed zawodami na podium jednak do niego doskoczyli. Za ich plecami – dużo, dużo gorzej. Nawet solidni dotychczas Stefan Hula i Dawid Kubacki trochę się pogubili (szczególnie ten pierwszy, który nawet nie zakwalifikował się konkursu). Wczoraj pochwaliłem Jana Ziobrę, a ten się nie odwdzięczył w kolejnym konkursie. Pozostali skaczą jak za dawnych czasów, czyli słabiutko. Obejrzeliśmy całą serię niedolotów.
Okazuje się, że ławka, a właściwie startowa belka jest krótka. Obym się mylił i w przyszłym tygodniu w Zakopanem okaże się, że nasi zaskoczą dalekimi skokami.