Moc Stocha
To jest czas Kamila Stocha. W pierwszym konkursie o Puchar Świata w Wiśle król był tylko jeden. Kilkanaście punktów przewagi nad drugim Stefanem Kraftem robi wrażenie.
Bardzo przyzwoicie wypadli podążający śladem mistrza – Piotr Żyła (siódmy) i Maciej Kot (dziewiąty). Kilka tygodni temu napisałbym pewnie, że to świetne wyniki, ale dzisiaj mamy przecież do czynienia z zawodnikami pierwszej dziesiątki na świecie. Apetyt na najdalsze skoki zrobił się wilczy.
Nie można mieć żadnych pretensji do naszej następnej trójki – Jana Ziobry (dziewiętnastego) i kolejnych w klasyfikacji – Stefana Huli i Dawida Kubackiego. Cieszy szczególnie, że Ziobro chyba już doskoczył do poziomu kolegów.
Trener Stefan Horngacher wraz ze świetnie dobraną ekipą wiedzieli, co zrobić, by nie zachłysnąć się niebywałym wynikiem Turnieju Czterech Skoczni. Wyciszyli emocje, co szczególnie było widoczne u nieokiełznanego dotychczas Żyły. Nie zaszkodziło im nawet śniadanie w prezydenckiej rezydencji położonej blisko skoczni w Wiśle.
Po sobotnim skakaniu Kamil Stoch wskoczył na prowadzenie w punktacji Pucharu Świata. I byłoby pięknie, gdyby nie kolano, które od miesiąca pobolewa. Dzisiaj wydaje się, że tylko zdrowie może przeszkodzić skoczkowi z Zębu w zwycięskiej trasie tegorocznego sezonu. Kamil oszczędza je, jak może. Ogranicza liczbę skoków do niezbędnego minimum. Chodzi przecież tylko o to, żeby utrzymać obecną fantastyczną powtarzalność jego występów.
Polacy skaczą w tym roku najrówniej na świecie, co widać w punktacji drużynowej, czyli Pucharze Narodów. Nasi są najwyżej i na razie są niezagrożeni.
Sobota w Wiśle była piękna, a przecież przed nami jeszcze polskie konkursy. Można oczekiwać kolejnych przyjemnych komunikatów.
I jeszcze jedno. Podejrzewam, że z tegorocznych osiągnięć Stocha cieszy się jego wielki do niedawna rywal: Gregor Schlierenzauer. Austriak po dłuższej przerwie usiadł na belce w Wiśle. Świata nie zawojował, ale przykład kolegi z Polski pozwala mu pewnie nie tracić nadziei, że wielkie powroty są możliwe.