Jakie Lillehammer, taki sezon?
Kamil Stoch pierwszy, Maciej Kot tuż za nim w pucharowych skokach w Lillehammer. Dzień wcześniej obaj otarli się o podium (czwarte i piąte miejsce).
Od niedawnego początku sezonu wszystko wyglądało dobrze. Teraz wygląda świetnie. Trener Stefan Horngacher stara się nie okazywać radości i traktuje nadzwyczajne osiągnięcie w Norwegii jako naturalną konsekwencję włożonej pracy. Ta postawa udzieliła się Maciejowi Kotowi, który po raz pierwszy w życiu znalazł się w najlepszej trójce. Za to Kamil Stoch, który przeskoczył wszystkich po niemal dwóch latach przestoju w karierze, uśmiecha się od ucha do ucha. Kot nauczył się już wygrywać, teraz trzeba jeszcze nauczyć się cieszyć.
Może to za wcześnie, ale warto chyba zadać pytanie, czy zima na skoczniach będzie należała do Polaków? Sporo na to wskazuje, przecież za dwójką liderów czai się grupa chłopaków, którzy także przestają się już martwić o kwalifikację do drugiej rundy konkursów. Jeśli liderzy są głodni sukcesów, to co mówić o tych, których skazywano na tworzenie tła?
Bracia Prevcowie ze Słowenii też pewnie mają mocarstwowe plany, no i oczywiście Niemcy, Norwegowie, Austriacy. Wielkim sprawdzianem trwałości dyspozycji Polaków będzie Konkurs Czterech Skoczni na przełomie roku. A to już niedługo.
Nie mam nic przeciwko temu, że faktycznie w całym sezonie było tak jak w Lillehammer. W innych zimowych sportach o fajerwerki będzie znacznie trudniej.