Zapaść Igi Świątek

Kolejny turniej, kolejna dotkliwa porażka i strata punktów. Zapaść Igi Świątek trwa. Tym razem Polka nie sprostała Jelenie Ostapenko podczas Porsche Tennis Grand Prix w Stuttgarcie. W setach 1:2 (3:6, 6:3 i 2:5).

Długo wzbraniałem się przed tym określeniem, ale Łotyszka to faktycznie zmora światowej „dwójki”. Schodzić z kortu sześć razy z rzędu ze zwieszoną głową, to nie może być przypadek albo pech. Niedawno w Dosze Ostapenko włączył się tryb „potwór”, który rozniósł rywalkę.

W Niemczech miało być inaczej, bo to wreszcie początek sezonu na nawierzchni ziemnej, w hali, ale i tak bliżej tego, co Iga lubi najbardziej. Zresztą wcześniej nie miała tu sobie równych i wyjeżdżała kolejnymi modelami Porsche. W 2024 r. był półfinał. Teraz jeden wygrany pojedynek i tylko ćwierćfinał.

Co ciekawe, tym razem w grze Łotyszki było dużo mniej z tenisowego potwora, choć wielokrotnie strzelała returnami nie do obrony. Ale były też potknięcia, „zapraszała” Igę do przejęcia inicjatywy, ale ta skorzystała ze sposobności tylko pod koniec drugiego, zwycięskiego seta.

Jelena Ostapenko może wzbudzać różne uczucia w widzach, ale sympatii na pewno nie. Na temat jej zachowania powstało sporo artykułów i nie pomoże jej własne tłumaczenie, że na korcie jest kimś zupełnie innym niż poza nim. My oglądamy i oceniamy ją, gdy trzyma rakietę w ręku. Co ciekawe, w sobotnie popołudnie trzymała nerwy na wodzy. Czuła, że ma przewagę.

To Iga Świątek bardziej przegrała, niż Łotyszka wygrała. Polka jest bez formy. Nie wytrzymuje presji. Za rzadko trafia pierwszym serwisem, myli się z forhendu i bekhendu. Gra podobnie jak dwa, trzy lata temu, tylko znacznie słabiej, mniej regularnie. Lepiej już, żeby teraz nie myślała o skrótach i wolejach spod siatki, tylko perfekcyjnie wykorzystywała swoje niedawne atuty. Łatwo powiedzieć…

Ale jest jedno, co mogło się w sobotę podobać. Świątek była bardzo powściągliwa w wyrażaniu swojego niezadowolenia, frustracji. Zniosła przegraną, przynajmniej na korcie, z klasą.

Co dalej? Powoli trzeba chyba się przyzwyczaić, że oczekiwanie na wielkie triumfy jest coraz bardziej chciejstwem. Przez ostatnie tygodnie różni więksi i mniejsi fachowcy mieli mnóstwo rad dla Igi i sztabu. Wszystkie te uwagi oparte są na bardzo ograniczonej wiedzy o tym, co naprawdę dzieje się wewnątrz teamu Polki.

Trzeba się więc uzbroić się w cierpliwość, musimy nauczyć się przeżywać porażki naszej mistrzyni. I trzeba wierzyć, że dobre dni w końcu nadejdą.