Wim Fissette z Igą Świątek. To nie jest niespodzianka
Na tę wiadomość czekaliśmy z dużą niecierpliwością. Prawie taką samą, a może i większą jak na nazwiska kandydatów na prezydenta. Wreszcie jest. Belg Wim Fissette będzie siedział na kortach tam, gdzie przez trzy lata zajmował miejsce Tomasz Wiktorowski.
Po dwóch tygodniach wakatu, trochę wypełnianego przez Dawida Celta, Iga Świątek ma nowego trenera. Na oficjalnej stronie Women’sTennis Association natychmiast pojawiło się zdjęcie Belga przy wizytówce liderki rankingu.
Szczerze mówiąc, liczyłem na kogoś mniej oczywistego. Bo to nazwisko nie jest żadną niespodzianką. Pojawiło się natychmiast po tym, jak światło dzienne ujrzał komunikat o pożegnaniu Wiktorowskiego. Rację miał ktoś, kto powiedział, że na rynku jest pięć, może siedem nazwisk fachowców, którzy wchodzą w grę. Wśród nich na pewno był – do tego wolny – Fissette, który na swojej stronie napisał, że „jest trenerem, którego celem jest pomoc najlepszym zawodniczkom świata w osiągnięciu pełni ich potencjału”. W tym przypadku właśnie o to chodzi.
Być może nie jest to przesadnie skromne, ale analiza pracy nowego członka ekipy Polki daje podstawy do takiego stwierdzenia. Dzisiaj ma 44 lata, a już od 15 ma wpływ na grę topowych tenisistek. Jego życiorys potwierdza prawdę, że nie trzeba być wybitnym zawodnikiem, żeby osiągać najwyższe cele w szkoleniu. Sam na korcie niczego nie zwojował. Jego podopieczne – owszem. Sześć tytułów wielkoszlemowych robi wrażenie. Jeszcze większe wówczas, gdy pozna się listę podopiecznych. Kim Clijsters, Sabine Lisicky, Simona Halep, Wiktoria Azarenka, Johana Konta, Angelique Kerber, Naomi Osaka (dwukrotnie) i Qinwen Zheng. Z tego wyliczenia wynika, że Belg nie jest typem kogoś, kto wiąże się z kimś na lata. Czy Iga Świątek i jej najbliżsi brali to pod uwagę? Liczą na szybkie i spektakularne zmiany?
Ale trudno znaleźć krytyczne opinie jego byłych zawodniczek. Z jednym wyjątkiem. Qinwen Zheng, która właśnie przebojem weszła do najściślejszej czołówki (m.in. dzięki pozbawieniu Igi Świątek marzeń o olimpijskim złocie), nie wystawia dobrego świadectwa Fissette’owi. Porzucił pracę z nią, żeby wrócić do boksu Osaki. Ciekawe, czy to jednorazowy wybryk, czy też rys charakteru?
Na mnie chyba największe wrażenie robią sukcesy w pracy z Kim Clijsters, czyli na samym początku trenerskiej kariery. Szybko przeszedł drogę od sparringpartnera do nr 1 w sztabie. Dwa mistrzostwa US Open, jedno w Australii i pierwsze miejsce w rankingu WTA. To świetna wizytówka. Notabene nazwisko samej Clijsters też gdzieś mignęło jako kandydatki na zwolnione miejsce przy Idze.
Lista poważnych kandydatur była krótka, za to lista w ogóle pęczniała z dnia na dzień. Wielka grupa doradcza złożona z kibiców, byłych tenisistów, komentatorów co chwila wymyślała kogoś nowego. Rafael Nadal wcale nie był najbardziej odlotowy. Dla mnie zdecydowanie najoryginalniej zabrzmiała propozycja 81-letniej Billie Jean King, którą ogłosił młody człowiek w TVP Sport.
W komunikacie podpisanym przez ciągle liderkę zestawienia najlepszych zawodniczek czytamy, że „moja perspektywa na karierę jest zawsze długoterminowa, nigdy krótkowzroczna” (swoją drogą, figlarna stylistyka najpewniej kogoś z działu PR). Tymczasem choćby z wcześniejszego wyliczenia nazwisk wynika, że Belg nie jest typem kogoś, kto wiąże się z kimś na lata.
Jeszcze więcej wątpliwości dotyczy układu stosunków w teamie, który spędza ze sobą zdecydowaną większość roku. Na pewno tego też dotyczyły rozmowy przed podpisaniem kontraktu. Naczytał się też chyba o prawdziwej lub może wyolbrzymionej roli Darii Abramowicz. Wim Fissette doskonale wie, do jakiej grupy zaczyna należeć. A przynajmniej powinien wiedzieć.
Pierwszy i od razu poważny sprawdzian działania nowego układu już od 2 listopada w Rijadzie, bo tam się odbędzie WTA Finals. W ubiegłym roku Iga Świątek brawurowo przeszła, a właściwie przefrunęła przez cały ten turniej i po chwilowej nieobecności wróciła na czoło klasyfikacji WTA. W tym roku zabraknie Tomasza Wiktorowskiego, ale reszta polskiej ekipy zostaje, a Iga Świątek znów będzie tam numerem dwa. Jednak pierwszych poważnych korekt w grze polskiej mistrzyni możemy się spodziewać już w nowym sezonie.