Serena schodzi z kortu

Największe wydarzenie tegorocznego US Open mamy za sobą. Serena Williams zeszła z kortu po porażce z Ajlą Tomljanović. Wszystko wskazuje na to, że byliśmy świadkami pożegnania z tenisem wielkiej mistrzyni. Nie spełni się jej marzenie o 24. wielkoszlemowym tytule.

Nawet gdyby Iga Świątek sięgnęła w Nowym Jorku po tytuł, to i tak poza Polską główną bohaterką zawodów będzie ta, która odpadła w trzeciej rundzie. Aż w trzeciej, bo spodziewaliśmy się, że nastąpi to już na początku turnieju. Tymczasem niemal 41-letnia Amerykanka zaskoczyła formą, a przede wszystkim determinacją. Widać, że po dość enigmatycznej zapowiedzi zakończenia kariery w „Vogue” postanowiła przyłożyć się do występu na kortach Flushing Meadows. Dużo częściej można było zobaczyć starą dobrą Serenę niż tę, która odpada w pierwszej rundzie, np. w ostatnim Wimbledonie.

Ze statystyk z jej meczów na światowych kortach można by stworzyć potężne opracowanie. Rozpoczęła wielkoszlemową kolekcję na US Open w 1999 r., a ostatni, 23. tytuł jest zapisany przy jej nazwisku w po Australian Open w 2017 r. Później cztery razy było bardzo blisko w finale, ale bez szczęśliwego zakończenia.

Tym samym Margaret Court pozostaje samodzielną liderką w tej najważniejszej klasyfikacji z 24 zwycięstwami w latach 60. i 70. Rywalizacja Williams z Court wykraczała daleko poza sport. Australijka potrafiła w dawnych latach chwalić apartheid i od dawna nie kryje się ze swoimi homofobicznymi poglądami.

Serena Williams jest natomiast wzorem i inspiracją dla społeczności afroamerykańskiej. Zresztą nie tylko dla niej. Jej głos bardzo się liczy w tępieniu rasistowskich zachowań. W tym roku w Nowym Jorku na Artur Ashe Stadium nie było podziałów wśród 20-tysięcznej publiczności. Wszyscy z jednej strony żywiołowo starali się wspierać mistrzynię, a z drugiej strony, na wypadek przegranej, chcieli być naocznymi świadkami ostatnich piłek odbijanych przez Serenę.

Trzeba jednak powiedzieć, że kibice zdecydowanie przesadzali z manifestacją swoich uczuć, bo kibicowanie jednej stronie nie powinno oznaczać przeszkadzania i braku szacunku dla drugiej strony. O tym przekonała się Anett Kontaveit w drugiej rundzie. Po Anji Tomljanović natomiast nikt by nie poznał, że właśnie pokonała legendarną Amerykankę. Nie pozwoliła sobie nawet na najskromniejszy uśmiech. Uznała fakt, że dla ludzi na trybunach bohaterka jest tylko jedna.

Samą Serenę Williams zapamiętamy jako wielką zawodniczkę, może najwybitniejszą w dziejach (liczy się przecież nie tylko statystyka). Miała wielki wpływ na kierunek rozwoju kobiecego tenisa. Można dyskutować na temat urody jej gry, ale na temat skuteczności na pewno nie. Zapamiętamy Serenę także z jej wybuchów niezadowolenia, ale o tym – przy mniej uroczystych okazjach.