Heynen nie taki szalony?
Polscy siatkarze mieli toczyć heroiczny bój z Iranem na bułgarsko-włoskich mistrzostwach świata. Fachowcy przewidywali pięć setów, a z parkietu miały lecieć iskry. Skończyło się na prawie gładkim 3:0, w setach 25:21, 25:22 i 25:22. Czwarty mecz, czwarte zwycięstwo.
Czy mistrzowie świata sprzed czterech lat zakomunikowali w ten sposób, że tym razem też może być pięknie? Spokojnie, to ciągle początek zawodów. Do tytułu zostało jeszcze osiem meczów. Po Kubie, Portoryko i Finlandii Iran był pierwszym, teoretycznie równym przeciwnikiem.
Poprzednio zdarzały się z Irańczykami awantury pod siatką, w których specjalizował się Michał Kubiak. Niektórzy dziennikarze w podnieceniu czekali na takie właśnie wydarzenia. Doczekali się w trzecim secie, ale skończyły się szybko i po wymianie groźnych gestów, spojrzeń i żółtych kartek Polacy skończyli grę.
Przed wyjazdem na siatkarski mundial polski obóz przypominał czeski film. Sprawił to Belg Vital Heynen, który niespodziewanie nie tylko dla kibiców, ale także dla wielu fachowców został zimą trenerem mistrzów świata. Wydawało się, że działacze siatkarskiego związku po krótkiej, ale bolesnej przygodzie z Ferdinando De Giorgim doszli do wniosku, że z Heynenem może nie będzie lepiej, ale na pewno weselej. Co do tego drugiego mieli w stu procentach rację.
Nie spotkałem się jeszcze z przypadkiem, gdy sami zawodnicy określali swojego szefa mianem szalonego. Heynen ma tymczasem całkowicie zasłużenie papiery takiego człowieka. I chyba nie obraża się, gdy tak się go określa. A przecież nie jest człowiekiem znikąd. Ma osiągnięcia klubowe i z reprezentacją Niemiec. To oznacza, że w jego zachowaniu chyba jest metoda. Może nie trzeba być śmiertelnie poważnym, żeby sięgać po najwyższe cele.
Do tej pory była ustalona hierarchia. Stosunkowo szybko pojawiała się pierwsza szóstka, a za nią ustawiali się w odpowiednim porządku zmiennicy. Belg postawił wszystko na głowie. Wydawało się nawet, że – z lekką tylko przesadą – grać będą wszyscy i na wszystkich pozycjach. Aż tak nie jest, ale gdy na spotkanie z Iranem trener wystawił na początek tę samą szóstkę co poprzednio, fachowcy byli trochę zaskoczeni tą nagłą stabilizacją.
To wszystko na razie sprawdza się świetnie. Jeżeli to Polacy byli tak świetni, a nie Irańczycy tak słabi, to może czeka nas jeszcze sporo przyjemnych chwil podczas mistrzostw w Bułgarii i Włoszech.