Nie ma Agnieszki i nie ma Rafy
Po czwartej rundzie Wimbledonu nie ma już na korcie Agnieszki Radwańskiej. I to nie jest niespodzianka. Nie ma też Rafaela Nadala. I to jest niespodzianka. Duża.
Po ponurych miesiącach wreszcie słońce zaświeciło nad obozem Polki, i to na dłuższą chwilę. Przez lata dotarcie do drugiego tygodnia turnieju było minimalnym celem do osiągnięcia. W tym roku przebrnięcie przez jedną rundę kolejnych zawodów nie jest prostym zadaniem. Ale tym razem przez długie momenty patrzyło się na Polkę z przyjemnością, a pokonanie niewygodnej dla niej Timei Baczsinsky byłoby osiągnięciem w każdych warunkach. Swietłana Kuzniecowa to już jednak zupełnie inna historia. Na zwycięstwo nad nią realnych szans nie było.
Nawet po nastej porażce z Kuzniecową Radwańska wylatuje z Londynu pokrzepiona. Wygląda na to, że sezon jeszcze nie jest zupełnie stracony.
Planowany, zdaje się na wrzesień, ślub chyba nie spowoduje większych sportowych zawirowań. Zadowolony, choć kilka dni wcześniej, pożegnał się z Anglią Jerzy Janowicz. Dotarcie do trzeciej rundy to sporo. Setka w rankingu ATP już blisko.
Prawdziwym wydarzeniem poniedziałkowych gier był pojedynek Rafaela Nadala z 34-letnim Gillesem Muellerem z Luksemburga. Sam już nie wiedziałem, komu kibicować. Obaj byli świetni. W przypadku Nadala to dziwne nie jest. Kilka tygodni temu w Paryżu bezapelacyjnie zdobył dziesiąty tytuł. Ale Mueller punktujący mistrza bez żadnego onieśmielenia?
Facet jeździ po świecie od kilkunastu lat, jest tenisistą solidnym, ale oszałamiających osiągnięć ciągle brakowało. I teraz, kiedy ma 34 lata, zagra po raz pierwszy w ćwierćfinale i do tego po wielogodzinnym boju z wielkim Hiszpanem! Przy czym robi to z kamiennym wyrazem twarzy, jakby pobierał lekcje u Iwana Lendla. Zaimponował mi Mueller, ale zaimponował mi także Nadal, który po 135-minutowym przegranym piątym secie poczekał na zwycięzcę, żeby razem zejść ze stadionu – i jeszcze rozdał kilka autografów. Wiem, etykieta wimbledońska to nakazuje, ale co by zrobił na jego miejscu jeden nasz wybitny zawodnik?
Teraz w Londynie zostali już tylko nasi debliści Łukasz Kubot i Marcin Matkowski. Kilka dni temu postawiłem na Kubota, ale gdyby to był Matkowski, też bym się nie zmartwił.