Teraz Euro 2021

Koronawirus kosi równo z trawą. Po wtorkowej telekonferencji federacji zrzeszonych w UEFA jedno wiemy już na pewno. Euro 2020 nie odbędzie się. Nowy termin to 11 czerwca – 11 lipca przyszłego roku, a więc Euro 2021. Dzisiaj wygląda to dość realistycznie.

Jeszcze kilkanaście, a nawet kilka dni temu gdzieniegdzie panował optymizm. Futbolowi działacze najwyraźniej nie chcieli się rozstać z wizją puchnących kont z powodu biegania po boiskach futbolistów. Euro 2020 może się odbyć w terminie – zaklinali coraz bardziej rzeczywistość. Ale Covid-19 sieje spustoszenie w takim tempie, że dzisiaj nikt już poważnie tej możliwości nie brał pod uwagę.

W piłkarskie mistrzostwa w przyszłym roku jestem w stanie uwierzyć. Totalnym niedowiarkiem staję się, gdy słyszę o innych decyzjach UEFA. Rozgrywki w poszczególnych ligach mają trwać do końca czerwca. Najlepsze zespoły nie schodziłyby z boiska, bo dochodziłyby rozgrywki pucharowe. Nowe terminy finałów to 24 czerwca (Liga Europy w Gdańsku) i 27 czerwca (Liga Mistrzów). Więcej niż złotówki nie postawiłbym dzisiaj na takie rozwiązane, choć bardzo bym sobie życzył, żeby optymizm bossów europejskiej federacji się urzeczywistnił.

Dlaczego akurat do końca czerwca? Przecież lepsi specjaliści od wirusa nie mają pojęcia, kiedy skończy się pandemia. Chodzi o to, że wielu zawodników ma kontrakty kończące się właśnie w połowie roku. A więc np. lipiec jest już wykluczony.

Trzeba było coraz bardziej masowych przypadków zachorowań, np. w Valencii zakażona jest jedna trzecia zespołu i sztabu pierwszej drużyny. Trzeba było zdecydowanych głosów piłkarzy i trenerów, którzy zaprotestowali przed traktowaniem ich wyłącznie jako maszynek do produkcji pieniędzy; mówił o tym m.in. nasz Łukasz Fabiański. Trzeba było tego wszystkiego, żeby zrozumieć, że futbol i forsa z nim związana nie są wcale takie ważne.