Wielka Osaka, mała Serena

Wszyscy spodziewali się tenisowego spektaklu i spektakl był. A nawet dwa. W pierwszym w głównej roli wystąpiła niespełna 21-letnia Japonka Naomi Osaka.

Była najzwyczajniej lepsza od Sereny Williams w finale US Open. Ostatecznie było 6:2, 6:4. Jednak to właśnie największa mistrzyni w historii tej gry zagrała jedną z gorszych ról w swojej karierze w spektaklu równoległym – nieposkromionej awanturnicy na korcie.

Wydarzenia tak się potoczyły, że to właśnie japońsko-haitańska dziewczyna mieszkająca od wielu lat w Stanach nie przejęła się 23 tytułami wielkoszlemowymi Sereny i jej tegorocznymi popisami w Nowym Jorku. Nie tylko świetnie serwowała, ale także zmusiła kilkanaście lat starszą Amerykankę do biegania w tę i z powrotem wzdłuż końcowej linii. A ona tego bardzo nie lubi.

W pewnym momencie jej trener, czyli coach Patrick Mouratoglou, nie wytrzymał i zaczął podpowiadać podopiecznej, co w tym turnieju jest zabronione. Sędzia potraktował to zdarzenie zgodnie z przepisami i poinformował Williams o ostrzeżeniu. Mistrzyni, czego się można domyślać, tego również nie lubi. Po kolejnych awanturach sędzia w drugim secie odebrał punkt w gemie, a potem cały gem.

Serena płakała, śmiała się, a przede wszystkim wymyślała Carlosowi Ramosowi siedzącemu na sędziowskim stołku, a następnie sędziemu głównemu, który musiał pojawić się na korcie. Przy okazji tak rozgrzała publiczność, że nawet polscy bywalcy futbolowych stadionów nie powstydziliby się takiej zadymy. Nic nie wskórała – może poza tym, że rozdygotana nie była w stanie pokazać tego, co pokazywała na wielkich stadionach tenisowych przez ostatnie 20 lat.

Największe pretensje mam do Williams o to, że kompletnie zepsuła wielkie święto Osace – pierwszej japońskiej obywatelce z pucharem za triumf wielkoszlemowy. Naomi prowadzona przez byłego sparringapartnera finałowej przeciwniczki Saschę Bajina imponowała pod każdym względem. Tytuł w stu procentach jej się należał. Mimo to podczas ceremonii nasunięty na oczy daszek skrywał jej łzy i nie były to łzy szczęścia. Cała ceremonia stała się smutnym widowiskiem. Dobrze, że uczestnicząca w nim inna wielka mistrzyni sprzed lat Chris Evert pokłoniła się zwyciężczyni głęboko, po japońsku.